Valerio Varesi
Wydawnictwo Rebis
264 strony
Otrzymałem
jakiś czas temu propozycję przeczytania włoskiego kryminału.
Czytałem polskie, skandynawskie, angielskie ale włoski? Chyba
jeszcze nie. Pewnie książki tego samego gatunku nie wiele się
różnią w poszczególnych krajach, jednak muszę przyznać, że nie
wiedziałem czego się spodziewać. Podszedłem do powieści Valerio
Varesiego z pewnym dystansem i okazało się, że "Z pustymi
rękami" nie tylko nie ustępuje poziomem innym kryminałom ale
też ma do zaoferowania kilka ciekawych, wartych uwagi atutów.
Podczas
wyjątkowo upalnego i słonecznego lata w Parmie dzieje się coś
złego. Właściciel luksusowego butiku zostaje pobity na śmierć we
własnym mieszkaniu. Miejscowemu ulicznemu muzykowi ktoś kradnie
drogocenny instrument. Kolejne bójki wybuchają w barach i na
ulicach a mieszkańcy i przedsiębiorcy doprowadzani są do ruiny
przez tajemniczego, nieznanego lichwiarza. Co wspólnego mają ze
sobą te wydarzenia i kto za tym wszystkim stoi? Odpowiedzi na te
pytania będzie szukał komisarz Soneri.
Od
czego zacząć? Już sam opis ukazuje wielowątkowość fabuły.
Autor nie skupia się na jednym morderstwie czy przestępstwie. Są
pobicia, kradzieże, podpalenia, jest też wątek typowo kryminalny.
Niestety, wszystko jest tu już dokonane. Bohaterowie nie biorą
udziału w pościgach czy bójkach, co najwyżej mogą potem mozolnie
szukać sprawców. Dopiero koniec powieści dostarczyć może trochę
więcej emocji. Warto zwrócić uwagę, bo zdecydowanie różni się
ono od tych z innych kryminałów. Śledztwo się kończy a mimo to
czytelnik, tak samo jak i komisarz Soneri, zostaje z pustymi rękami
i świadomością, że poruszony został tylko wierzchołek góry
lodowej.
Często
bywa w książkach tak, że gdy mamy kilka wydarzeń które pozornie
nic nie łączy, na bank mają coś wspólnego. Tak też jest i
tutaj. Co ciekawe, autor nie próbuje zrobić z tego jakiejś
wielkiej tajemnicy by pod koniec mocno zaskoczyć czytelnika.
Komisarz Soneri już po jakimś czasie nie kryje podejrzeń co do
powiązań różnych spraw. Zadziałać na czytelnika ma nie fakt
samego powiązania różnych przestępstw, lecz rzecz, osoba, czy
wydarzenie które je łączy. A jeśli chodzi o to, to stwierdzam bez
wahania, że się nie zawiodłem.
Kolejnym
ciekawym aspektem jest pogoda w powieści. Z opisu wiadomo, że jest
gorące lato. Okazuje się jednak, że to ciepło odgrywa tu swoją
rolę. Bohaterowie kryją się, chodząc od jednego chłodnego lub
zacienionego miejsca w drugie, lub czekając na noc, która może
przynieść odrobinę ochłody. Soneri i inni policjanci pocą się,
są zmęczeni i nic dziwnego, że ciężko im się pracuje. Chyba
jeszcze nigdy nie spotkałem się z tak częstym wspominaniem
działającej na bohaterów pogody. I o ile w zwykłej rozmowie temat
pogody używany jest by wypełnić pustkę i ciszę, tutaj ma to
jakieś większe znaczenie a desperackie czekanie na powiew wiatru
czy chłodną mgłę ukazuje parną włoską rzeczywistość.
Niestety odbija się to na treści, w której niewiele jest akcji a
dużo zwykłego, rutynowego przesłuchiwania i szukania świadków
czy jakichkolwiek dowodów.
Może
to nic takiego aczkolwiek odrobinę przeszkadzały mi nazwy własne w
powieści. Pewnie tak samo miałby Włoch czytając polskie
kryminały. Nazwiska bohaterów nie są problemem jednak często
pojawiające się nazwy miejsc czy ulic zdawały mi się jakoś
zbyteczne. Mimo wszystko przekonałem się do włoskiego kryminału,
Valerio Varesi zachęcił mnie by poznać inne, nie tylko jego
autorstwa powieści. I choć momentami mało tutaj typowej akcji, to
same śledztwo jak i zakończenie powieści w jakimś stopniu to
nadrabiają.
Minęło trochę czasu od ostatniej publikacji, powiem tylko, że miesiąc był ciężki, ale teraz będzie trochę czasu by to nadrobić :)