sobota, 20 kwietnia 2013

Nierecenzja - Ken Kesey - Skrzynka Demona

Kilka lat temu przeczytałem "Lot nad kukułczym gniazdem" Kena Keseya i do tej pory pamiętam, że wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie. Narkotyczny styl autora idealnie wpasował się w klimat szpitala psychiatrycznego tworząc powieść, którą bez wahania można nazwać klasyką.
Nie o niej jednak chciałem pisać a o innej książce Keseya. Gdy dojrzałem "Skrzynkę demona" w bibliotece, od razu po nią sięgnąłem mając w pamięci świetny "Lot..." tego autora.

Od razu zaznaczam, że nie przeczytałem całej książki, skończyłem po 250 stronach(na 445) . Dlatego też będzie to raczej mała opinia a nie recenzja. Dotychczas bardzo rzadko rezygnowałem z lektury w połowie, jednak tym razem jakoś nie mogłem dotrwać do końca. Nie wiem czy to ze mną coś nie tak i coraz mnie rzeczy mnie satysfakcjonuje, bowiem oceny, które widziałem w internecie były raczej dobre i pozytywne.

Mamy tutaj zbiór kilkunastu opowiadań mających wspólnego bohatera, Devlina Deboree. Ich akcja dzieje się w różnych miejscach, raz jest to Meksyk, raz Egipt, innym razem domostwo Deboree. Nie mogłem się tu jednak odnaleźć, było jakieś takie zagmatwanie i chaos. Nie wiedziałem jak bohater znalazł się w konkretnym miejscu czy sytuacji. Z wszystkich opowiadań, które przeczytałem zanim zrezygnowałem, 2 były momentami ciekawe, przy reszcie po prostu się nudziłem. Trudno mi również cokolwiek powiedzieć o samym bohaterze, nie zbliżyłem się do niego, nie miałem też okazji polubić. Wszystko to sprawiało, że "Skrzynkę demona" czytało się długo i ciężko.

Nie mam prawa oceniać książki, bo nie przeczytałem jej do końca. Była to jednak dla mnie porażka, powieść z serii "Biblioteka mistrzów" okazała się klapą, przez którą nie udało mi się przebrnąć, nawet jeśli autorem był "mistrz", Ken Kesey. Pamiętając o tym, że czytanie przede wszystkim ma być przyjemnością, a w tym wypadku tak nie było, postanowiłem zwrócić ją bibliotece.
 

8 komentarzy:

  1. Wiesz, wcale mnie nie dziwi, że książkę porzuciłeś. Rzadko się zdarza, aby po przeczytaniu połowy coś naglę miało się zmienić i obrócić o 180 stopni. Szkoda czasu...

    OdpowiedzUsuń
  2. A szkoda, gdyż wyglądała bardzo dobrze. Ale całkowicie zgadzam się z Tobą, że z czytania powinno czerpać się przyjemność, a nie męczyć i ziewać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, wielka szkoda, że powieść z serii Biblioteka Mistrzów okazała się być totalną klapą. Nie wiem w takim razie, kto ją do tej serii zaliczył.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też kilka lat temu przeczytałem "Lot..." i było to jak do tej pory moje jedyne spotkanie z Keseyem. Ale książka była tak dobra, że przez cały ten czas mam ochotę sięgnąć po resztę jego twórczości. Dobrze, że akurat mi o tym przypominasz, bo już dawno na to miejsce pojawiły się inne czytelnicze plany. Szkoda jednak, że Skrzynka demona wypadła w Twoich oczach aż tak słabo, bo to jest jednak zniechęcające. Może sięgnę po coś innego Keseya.

    OdpowiedzUsuń
  5. tez miałam w tym roku identyczną "wpadkę" z książka. zauroczona innym tytułem autora nakręciłam się na frapującą historię, a dostałam nudny monolog właściwie o niczym. mimo to plus dla Ciebie, bo Twoja książka była z biblioteki, a ja na swoją zmarnowałam 3 dychy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przynajmniej wiadomo, czego unikać. A takie buble się zdarzają nawet najlepszym.

    OdpowiedzUsuń
  7. O znajomy autor! Jaka szkoda, że tak słabo oceniasz tę ksiażkę. Mam nadzieje ze inne jego pozycje są tak dobre jak "Lot..."

    OdpowiedzUsuń
  8. Natasha: Przyznam, że również mam taką nadzieję, może coś jeszcze Keseya uda mi się przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...