niedziela, 27 lutego 2011

Agatha Christie - Śledztwo na cztery ręce

Śledztwo na cztery ręce
Agatha Christie
Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 278


Na górze pani Honeycott otworzyła pierwsze drzwi. Tommy i Tupence szli tuż za nią. Naraz gospodyni cofnęła się, gwałtownie chwytając powietrze. Na sofie leżała nieruchomo kobieta w gronostajach i czerni. Jej twarz, piękna, bezduszna twarz dużego, uśpionego dziecka, była nietknięta. Rana znajdowała się na skroni... Taki właśnie opis możemy znaleźć na tylnej okładce „Śledztwa na cztery ręce” Agathy Christie. Spodziewałem się tu, jak w większości powieści tej autorki raczej tylko jednego długiego śledztwa, więc zdziwiłem się, gdy odkryłem, że jest to zbiór opowiadań. Czy to źle? Niekoniecznie. Jednak zacznijmy od początku.

Wszystko zaczyna się, gdy znudzone wrażeń małżeństwo Tommy’ego i Tuppence Beresfordów otrzymuje propozycję współpracy ze Scotland Yardem i w celu nawiązania kontaktu z rosyjskimi szpiegami przejmuje podupadającą agencję szpiegowską. Dzięki temu mają oni pomóc władzom a przy okazji mogą skorzystać z okazji i załapać się na przygodę.
Dostajemy więc dosyć dużą jak na jedną powieść ilość zagadek do rozwiązania, które praktycznie w żaden sposób(nie biorę pod uwagę tych samych bohaterów) nie są ze sobą powiązane oraz raczej nie skomplikowaną fabułę. Dodatkowo, miałem wrażenie, że autorka chciała jak najszybciej skończyć wątek z rosyjskimi szpiegami, by zająć się innymi, może dla niej ciekawszymi sprawami. A szkoda, bo z chęcią przeczytałbym to co, zdaje się, w powieści pominięto. Jakiś większy spisek międzynarodowy byłby tu dobrym rozwiązaniem.

Warto wspomnieć także o tym, że główni bohaterowie przy okazji każdego nowego śledztwa próbują upodobnić się do znanych już z literatury detektywów. Trudno wyrazić mi swoje odczucia na ten temat. Jednym może się to wydać ciekawe i zabawne a innym po prostu lekko irytujące. Mi natomiast nie przypadło to do gustu, było w jakiś sposób żenujące. Ponadto w niektórych momentach dało się zauważyć, że sprawy rozwiązywane są przez przypadek lub czysto intuicyjnie, a czasami wskazywano podejrzanego bez jakichkolwiek dowodów na jego winę. No cóż, mi to się wydało trochę dziwne i odstające od innych powieści Christie.

Jak każdy zbiór opowiadań, także tutaj trudno jest oceniać, bo pojawiają się zarówno dobre i przemyślane przypadki, jak i te trochę gorsze i lekko pokręcone. Takie skomplikowane oraz dla przeciwieństwa banalnie proste. Podczas czytania jednego opowiadania, już po opisie sytuacji, miałem w głowie tylko jedno słowo, które pojawiło się na końcu jako rozwiązanie. I choć jest kilka opowiadań słabszych, większość pozostaje jednak na dobrym poziomie.

Pod koniec, mogę podpiąć się pod opinię przeze mnie przeczytaną, że powieść tą należy traktować z lekkim przymrużeniem oka. Wciąż jest to powieść dobra, choć słabych punktów można kilka naliczyć. Dobre rozwiązanie, na wolny dzień, gdy chce się odpocząć i nie zajmować głowy jakimiś większymi śledztwami. Powieści daje ocenę 4/5 i myślę, że warto jednak po nią sięgnąć, w celach czysto relaksacyjnych.

W ostatnim czasie nic nie publikowałem, było to spowodowane nawałem zajęć związanych ze szkołą.
Baza recenzji Syndykatu ZwB

środa, 9 lutego 2011

Agatha Christie - Dom zbrodni

Dom zbrodni
Agatha Christie
Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 220 

 
Z geniuszu i talentu Agathy Christie zdaje sobie sprawę chyba każdy, kto przeczytał choć jedną jej powieść. Uznawana jest ona za mistrzynie kryminałów, zresztą według mnie całkiem słusznie. Oczywiście, zawsze znajdą się ludzie, w których guście nie leżą takie właśnie powieści, jednak zazwyczaj, nawet oni przyznają że Christie miała niesamowity talent do tworzenia tych trudnych zagadek kryminalnych. Jednak gdy autor ma w swoim dorobku tak duża liczbę powieści, zdarzają się też utwory słabe, odstające od reszty. I choć autorka zarzeka się, że pisanie tej książki było dla niej przyjemnością i że jest to jedna z jej najlepszych książek, Ja uważam, że „Dom zbrodni” to raczej jedna z tych przeciętnych pozycji.

O głównym bohaterze, Charlesie Harwardzie wiemy tak naprawdę niewiele. Jego ojciec jest zastępcą komisarza Scotland Yardu. Czeka go wyjazd na 2 lata do Anglii, lecz po powrocie ma zamiar wziąć ślub z poznaną w Kairze Sophią Leonides. Jednak gdy wraca do ojczyzny, dowiaduje się, że dziadek Sophi a zarazem głowa rodziny Leonidesów zmarł i to nie śmiercią naturalną, został otruty eseryną. W związku z nasuwającym się pytaniem, kto w domu miał jakikolwiek motyw, ojciec Charlesa prosi go o współpracę. Ten, chcąc nie chcąc musi udać się do „Krzywego Dworku” by bliżej poznać jakże ekscentryczną i „bezwzględną”  rodzinę i spróbować odnaleźć truciciela.

Książka ta składa się głównie z dialogów, a akcji typu szukania dowodów, śledzenia czy czegokolwiek podobnego znajdziemy tu raczej mało. Dlatego też powieść do połowy wydaje się lekko nużąca. Potem jest już coraz lepiej, nareszcie są niespodziewane zwroty akcji i momentami czyta się naprawdę z zapartym tchem. Szczególnie gdy następuje kolejne morderstwo, po tym jak aresztowano podejrzanych, człowiek zaczyna zastanawiać jak to możliwe.

Mamy tutaj około 10 podejrzanych, każdy z nich miał motyw by zabić starego Leonidesa, niektórzy mogli to zrobić dla pieniędzy, inni z miłości do kogoś innego. Trudna sprawa. Podczas czytania, kilka razy zmieniałem swojego podejrzanego a i tak muszę przyznać, że na końcu byłem bardzo zaskoczony. Jak każda powieść Agathy Christie, także ta jest nieprzewidywalna.

To co bardzo mi się spodobało, to właśnie rodzina Leonidasów. Jest Ona bardzo ciekawie przedstawiona, każdy jest inny, i każdy na swój sposób jest, jak to opisano w książce, „bezwzględny”. Znajdziemy tu istny gabinet osobowości.
Nie ma tu ani monsieur Poirota ani panny Marple i trudno określić czy to dobrze czy to źle. Wydaje mi się że raczej dobrze, gdyż tutaj, bohater nie jest kimś nadzwyczajnym, o niesamowitej spostrzegawczości i umiejętności kojarzenia faktów. Jest zwykłym człowiekiem, którego jedynym sposobem na odkrycie prawdy jest rozmowa.

Podsumowując, Dom zbrodni jest książką raczej przeciętną w porównaniu do innych dzieł Agathy Christie, jednak i tak jest ciekawa, intrygująca i zaskakująca. Uważam że można po nią sięgnąć jednak nie jest to pozycja obowiązkowa. Brakuje jej „tego czegoś” co uczyniło by ją jeszcze bardziej interesującą. Myślę że odpowiednią oceną dla tej książki jest 4/5 raczej z tendencją do 3,5.

Książkę wypożyczyłem z Miejsko Gminnej Biblioteki Publicznej im. S. Przybyszewskiego w Kruszwicy.
Baza recenzji Syndykatu ZwB

poniedziałek, 7 lutego 2011

Attica Locke - Czarna Woda

Czarna Woda
Attica Locke
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 392


Gdy dostałem w swoje ręce „Czarną Wodę” – debiut literacki Attici Locke, byłem naprawdę pod wrażeniem, urzekły mnie świetnie zaprojektowana i miła w dotyku okładka, opinie krytyków zawarte na jej wewnętrznej stronie (autorka jest porównywana do Dennisa
Lehane’a) oraz to jak ta książka mnie do siebie przyciągała. A więc zapowiadało się ciekawie, czy tak wyszło? No… nie do końca. Jak to możliwe? Przyjrzyjmy się powieści bliżej.
Wszystko dzieje się w latach 80. w Houston w Teksasie. Poznajemy Jaya Portera, czarnoskórego prawnika, który już dawno stracił nadzieje na spełnienie się jego amerykańskiego snu, żyje na granicy ubóstwa a jego najlepszą klientką jest kobieta do towarzystwa, która ucierpiała podczas pracy. Gdy podczas zorganizowanego na urodziny żony rejsu po małej i brudnej rzeczce Buffalo Bayou, słyszy strzały i  krzyki o pomoc, po chwili zastanowienia rzuca się do wody i ratuje topiącą się kobietę. Wtedy jeszcze nie wie jakie konsekwencje przez to poniesie ani na jakie niebezpieczeństwo się naraża. Wkrótce bowiem odkrywa że jest śledzony przez człowieka z bronią, a sam postanawia odkryć tajemnice uratowanej kobiety czym jeszcze bardziej się pogrąża. Jakby tego było mało, w mieście dochodzi do strajku czarnoskórych dokerów, a ojciec Jaya chce, by ten był w niego zaangażowany.
Na stronie zbrodniawbibliotece.pl udostępniony został esej autorki dotyczący „Czarnej Wody” z którego dowiadujemy się, że wydarzenia w powieści są do pewnego momentu odbiciem wydarzeń z życia autorki.* Jej ojciec bowiem zabrał rodzinę na rejs tą samą rzeczką, lecz gdy usłyszeli krzyki o pomoc, postanowili odpłynąć i nie mieszać się w sprawy tej „złej” strony miasta. Tak więc, można mniemać, że autorka chciała po prostu napisać alternatywną historie, by zobaczyć co mogłoby się wtedy wydarzyć.
Trudno jest tak naprawdę określić gatunek tej powieści, czy to thriller czy kryminał czy może coś innego, pojawiają się tutaj morderstwa, są też ludzie z bronią, lecz znajdziemy też szeroko zakrojoną intrygę, w którą wmieszani są politycy i ekonomiści. Podobało mi się to stopniowe odkrywanie prawdy na temat tego co się dzieje w mieście, i to jak wszystko łączy się w dosyć spójną całość, jednak czasami jest to trochę zawiłe, w efekcie czego można po prostu się zgubić w tym wszystkim, i trzeba przekartkować kilka stron by znów się w tym odnaleźć. Czasami ciężko było połączyć jakieś fakty gdy znikąd pojawiał się kolejny wątek. Pomimo to, jakimś sposobem podobała mi się ta zawiłość. Spodobał mi się również sposób w jaki autorka przedstawia zależność pomiędzy najważniejszymi osobami w mieście, politykami i ekonomistami a tym co działo się kiedy mieszkańcy miasta szli spać, tymi ich brudnymi interesami. Ukazano też tą bezradność którą bohater odczuwa gdy zdaje sobie sprawę że nie walczy z jedną osobą lecz z dziesiątkami ważniaków, którzy za pieniądze mogą mieć wszystko.
Co może zadziwić to to, że jest tu bardzo dużo retrospekcji do czasów młodości głównego bohatera gdy był studentem aktywistą i aktywnie działał w organizacjach dążących do wyzwolenia czarnych. Wtedy to prawie udało mu się zachwiać gospodarką, jednak po aresztowaniu jego życie zmieniło się. Miałem wrażenie jakby autorka chciała pokazać, że od przeszłości, tego co było i jacy byliśmy, nie da się uciec, że to wszystko do nas wraca. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jakieś 20% książki, to właśnie retrospekcje.
Bardzo ciekawie autorka ukazała klimat tamtych lat w amerykańskich miasteczkach takich jak Houston. Dobrze nakreśliła atmosferę panującą w tamtych czasach, to napięcie związane z dyskryminacją czarnych, którzy wprawdzie mieli prawo głosu, jednak wciąż biały człowiek był od nich ważniejszy i znajdował wyższe miejsce w wielu hierarchiach. I tu właśnie mam takie dziwne odczucie, że cały ten wątek o dyskryminacji czarnych jest tu za duży, przy prawie każdej możliwej okazji jest tu o tym wspomniane. Chwilami miałem wrażenie jakby autorka po 30 latach od wydarzeń z książki, wciąż miała ludziom za złe za ten rasizm, jakby nie mogła się z tym pogodzić i chciała to nagłośnić.
Książka na pierwszy rzut oka może wydawać się dla niektórych gruba, ktoś może pomyśleć że będzie ją czytał wiekami. Mnie natomiast jakimś sposobem wciągnęła i przez 400 stron przebrnąłem w ciągu kilku dni.
Po przeczytaniu powieści, odczuwam dosyć duży niedosyt, głównie z powodu zakończenia. Z tyłu książki możemy przeczytać, że „ akcja toczy się w szalonym tempie, a zakończenie jest nie do przewidzenia”. Co do tempa akcji, jestem w stanie się zgodzić bo miałem takie osobiste odczucie. Jednak to jak się powieść zakończy przeczuwa się już kilkadziesiąt stron przed końcem. No i właśnie brak mi tu jakiegoś mocnego akcentu na koniec, przez cały czas bohater zbierał dowody, wgłębiał się coraz bardziej, tylko po to żeby na końcu i tak nie opisano nawet tego procesu.
Podsumowując „Czarna Woda” to książka ciekawa jednak momentami męcząca. Potrafi wciągnąć na kilka godzin, jednak potrafi też lekko zniechęcić. Mnie się jednak w jakimś stopniu spodobała i nie żałuję czasu na nią poświęconego.

* Dla zainteresowanych link do artykułu: http://zbrodniawbibliotece.pl/kronikakryminalna/1866,atticalockeoczarnejwodzie/


Książkę otrzymałem jako egzemparz recenzencki od serwisu nakanapie.pl któremu chciałbym za to podziękować.
Baza recenzji Syndykatu ZwB


niedziela, 6 lutego 2011

Marek Dryjer - Droga Ślepców

Droga Ślepców
Marek Dryjer
Wydawnictwo RADWAN
Liczba stron: 113 


Droga - asfaltowa, naznaczona czasem, pełna przeszkód, niebezpieczeństw, przypominająca o tej niekończącej się wędrówce ku możliwemu wybawieniu. Brak jedzenia, picia, słońca, brak jakichkolwiek oznak życia, niedobór wszystkiego. Od czasu do czasu pozostałości po ludziach w postaci potraw w proszku. Nic więcej. Tylko strach, niepewność i krzta nadziei, bo bez niej ta podróż nie miałaby sensu. Tak mniej więcej przedstawiają się realia nowej powieści Marka Dryjera: „ Droga Ślepców”. Jest to debiut wydawniczy tego autora, wcześniej publikował swoje opowiadania i wiersze w Internecie.
Jest to opowieść o wędrówce chłopca i jego opiekuna przez ten zniszczony, obumarły, jakby pragnący ich krwi świat. Świat w którym człowieczeństwo umarło pozostawiając za sobą tylko wspomnienia i marzenia. Okutani w koce wędrują kierując się na południe z nadzieją, że znajdą tam ocalenie. Mogłoby wydawać się, że gdy ludzi na świecie została naprawdę garstka, mały procent tego co było przed śmiercią kliniczną Ziemi, spotkanie kogokolwiek żywego na trasie tej niekończącej się wędrówki to szczęście, możliwość współpracy i szansa na przeżycie. Niestety w tym świecie drugi człowiek jest tylko zagrożeniem. Ludzie podzielili się na łowców i zwierzynę a mięso ludzkie stało się rarytasem.
I właśnie wobec tych wszystkich bodźców, bohaterowie zdają sobie sprawę z tego że nie potrafią odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dożyją jutra. Sprawdź i sam odpowiedz na to pytanie.
Już czytając sam opis, można domyślać się że autor wzorował się na „Drodze” Cormaca McCarthego, dotyczącej tej samej problematyki. Gdy zaczynałem czytać tą powieść, sądziłem, że to raczej dziwne, by wydać podobną książkę drugi raz. Równo z tym jak brnąłem przez powieść, zmieniała się we mnie ta myśl. Gdy skończyłem, zrozumiałem dwie rzeczy:
Dwie wspomniane przeze mnie pozycje różnią się kilkoma ważnymi rzeczami, i choć mają kilka podobieństw to głupstwem jest napisanie że są one takie same lub bardzo podobne. Druga rzecz dotyczy tego, że wydanie tej książki wcale nie było dziwne czy głupie. Wręcz przeciwnie. Wnosi ona coś czego nie było w „Drodze”, coś co sprawia że pomimo całego zła na świecie, ludzie i tak brną do celu.
Tym czymś za co powieść ma u mnie dużego plusa, jest to że autor nie dopuścił by była to tylko prosta opowieść o wyznaczonym celu i wędrówce, podczas której bohater ma mnóstwo przeszkód i zazwyczaj wychodzi z nich cało. Takich opowieści wokół nas pełno, i żadna nic nie wnosi. Czytając „Drogę Ślepców” ma się wrażenie że autor chce czegoś więcej niż tylko tego żeby przeczytać tą powieść, wrażenie jakby chciał coś przekazać, coś czego nie napisał wprost lecz kryje gdzieś między wersami. Warto to odnaleźć i przemyśleć.
Pomijając wszystkie problemy i przeszkody wiążące się z wędrówką, pozostaje coś jeszcze, gdyż w dużej mierze jest to także opowieść o nadziei, która zostaje nawet w trudnych sytuacjach i siłę by człowiek mógł coś zrobić. O nadziei na lepsze jutro i na to że w ogóle będzie jakieś jutro, o tym że jest najważniejsza, bez niej człowiek nie może funkcjonować. Podobał mi się sposób w jaki jest ona przedstawiona w powieści. To ona podtrzymymuje bohaterów przy życiu, to dzięki niej mają siłę by przeć naprzód, na południe, by tam odnaleźć wybawienie.
Bardzo dobrze jest tu także przedstawiony klimat post-apokaliptycznego świata. Choć mało tu jest szczegółowych opisów krajobrazu, to jest on nakreślony tak, że i tak widzimy go oczyma wyobraźni. Obumarłe lasy, popękane drogi, miasta widma, naznaczone przez śmierć, a wszystko pokryte wszechobecnym kurzem i popiołem. Ten klimat tak wciąga, że prawie można krztusić się tym kurzem. Świetnie przedstawieni są także Ci, których bohaterowie spotykają na swej drodze, inni ludzie mocno doświadczeni przez los, gotowi zabić by przetrwać kolejny dzień i uchronić siebie lub swą rodzinę. Wszystko to kumulując się stwarza realistyczny obraz tego świata.
Interesujące jest także to, że autor ukazał to co dla przeważającej ilości naszego społeczeństwa jest nierealne. To jak nasza planeta umiera zabierając ze sobą prawie wszystkich ludzi. I przedstawił to w sposób wiarygodny, który ponadto zmusza do przemyśleń z tym związanych. I jeśli tysiące ludzi spojrzą na Ziemie z innej perspektywy, a nie wątpię że tak będzie, sukces tej powieści będzie ogromny. Bo wtedy zmieni się coś w nas, a to jest najważniejsze.
Tym co może tutaj zrazić niektórych czytelników, jest właśnie podobieństwo do wspomnianej przeze mnie wcześniej „Drogi” McCarthego pod względem specyficznego stylu tam występującego. Gdyby porównać obie pozycje, są one pod tym względem prawie takie same. Ponadto „Droga Ślepców” to tylko 110 stron. Biorąc pod uwagę jak bardzo wciąga, jest to raczej utwór na jeden lub dwa wieczory, jednak sądzę że warto poświęcić swój czas by się w tą wędrówkę wgłębić.
Podsumowując pozycja ta warta jest swojej ceny i czasu który na nią przeznaczymy. Jest to wspaniała choć krótka przygoda z której powinniśmy wynieść coś więcej. Niesamowicie wciąga, trzyma w napięciu, skłania do przemyśleń i nie pozwala zasnąć. Czego chcieć więcej? Gorąco polecam.
Książkę otrzymałem jako egzemparz recenzencki od serwisu nakanapie.pl któremu chciałbym za to podziękować. 

środa, 2 lutego 2011

Jane Casey - Zaginieni

Zaginieni
Jane Casey
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 360




Wszyscy doskonale wiemy, że strata kogoś nam bliskiego ma różne skutki i każdy przeżywa to inaczej. Jeden zamyka się w sobie, inny reaguje agresją by po prostu odreagować. Właściwie trudno nam opisać co dzieje się w psychice osoby dotkniętej taką tragedią. A co jeśli dochodzi do tego kolejna po kilkunastu latach tragedia jaką jest zaginięcie znanej nam osoby? Czy wszystkie złe emocje skumulują się, czy może przeciwnie: zyskamy jakąś nieokreśloną siłę? Zrozumienie takiej sytuacji umożliwia nam debiutancka powieść Irlandzkiej autorki Jane Casey, pt. „Zaginieni” wydanej w 2010 r. przez wydawnictwo Prószyński i S-ka.
Sarah Finch, nauczycielka angielskiego w szkole podstawowej w Surrey, miała niełatwe dzieciństwo. Gdy była jeszcze małą dziewczynką, jej starszy brat Charcie zaginął w  niewyjaśnionych okolicznościach i ta tajemnica pomimo wielu lat poszukiwań nie została rozwiązana. Zniszczyło to psychikę rodziny Barnesów doprowadzając tym samym do jej rozpadu. Teraz, po 16 latach, gdy Sarah, pomimo matki która urządziła świątynie w pokoju Charciego, pogodziła się z już ze stratą brata, spotyka ją kolejna tragedia. Ginie uczennica Sary, i to właśnie Ona odnajduje jej ciało porzucone w lesie. Mimowolnie zostaje wprowadzona w śledztwo, które dla niej oznacza możliwość dowiedzenia się czegoś o swoim bracie.
Interesujące jest to że przez cały czas przeplatane są miedzy sobą dwie płaszczyzny. Naprzemiennie czytamy retrospekcje do dzieciństwa Sary dzięki czemu zgłębiamy tajemnice najtragiczniejszego wydarzenia jej młodości oraz to co dzieje się 16 lat później, gdy jest już dorosła i niechętnie uczy w szkole, decydując się nie zostawiać matki, która z pokoju syna zrobiła świątynie. Jeśli do głowy przychodzi komuś myśl że może być to chaotyczne i poplątane, zdecydowanie zaprzeczam. Tak naprawdę, poznajemy drugą historię i zagłębiamy się w nią tym samym dowiadując się czegoś o bohaterce, nie tracąc przy tym zainteresowania prowadzonym śledztwem.
Podobnie jak w innych thrillerach, tutaj także mamy możliwość śledzenia śledztwa i poczynań bohaterki oraz typowania naszych własnych podejrzanych. Jest to o tyle ciekawe, że aż do momentu wyjaśnienia tej zagadki, nie mamy pewności co do winnego zbrodni a nagłe zwroty akcji jeszcze bardziej to utrudniają. Gwarantuję, że do ostatniej strony powieści będziecie nią pochłonięci. Powieść ta może wciągnąć także z innego powodu. Zwykle w thrillerach dużo dzieje się przede wszystkim na początku i na końcu. Tutaj natomiast bardzo dużo się dzieje i to tak, że nie mamy czasu na złapanie tchu. Akcja jest wartka i po prostu pędzi z zawrotną szybkością. I nie jest tu tak, że bohaterka niczym superbohater wszystko robi i odkrywa sama, wręcz przeciwnie, ukazana jest jako zwykły, chwilami bezradny człowiek.
Lecz „Zaginieni” to thriller psychologiczny, i to właśnie nad drugim określeniem warto się zastanowić. Czy znajdziemy tu elementy odpowiadające temu? Zdecydowanie. Bardzo dobrze autorka odzwierciedliła wpływ tragedii jaką jest strata dziecka na uczucia i psychikę rodziny. Idąc za tym, jako przykład można podać matkę głównej bohaterki, która z pokoju synka zrobiła świątynie, przez 16 lat nie była sobą i ochłonęła dopiero gdy dowiedziała się prawdy. No właśnie: pokazane jest tu to że nawet najgorsza prawda lepsza jest od niewiedzy.
Casey nie zapomniała o tym co przyciąga do książek kobiety. Mianowicie, chodzi o wątek romantyczny. Jest tu obecny i trzeba powiedzieć że jest bardzo interesujący. Prowadzony jest może trochę zawile aczkolwiek nie przeszkadza skupić się na śledztwie.
Jednakże to co może zrazić, nie tylko kobiety, to ta prostota z jaką autorka opisuje przemoc występującą w powieści. Może po prostu jest to trochę zbyt bezwzględne.
Nie spodobać może się również to, że w pewnym momencie, możemy przez jakiś czas przyglądać się jak wszystko idzie sprawnie w dobrym kierunku. Na szczęście sytuację ratuje element zaskoczenia na końcu książki.
Uważam że, zakupienie powieści „Zaginieni” może być dla każdego bardzo dobrą inwestycją. Zdecydowanie jest ona warta swojej ceny. Bardzo przyjemnie się ją czyta, niesamowicie pochłania i w pewnym sensie pozwala wgłębić się w tajemnice ludzkiej psychiki. Warto też wspomnieć o załączonym na końcu książki wywiadzie z Jane Casey, który jest miłym zwieńczeniem przygody z Sarą Finch. Serdecznie polecam.
Książkę otrzymałem jako egzemplarz recenzencki od serwisu nakanapie.pl któremu chciałbym za to mocno podziękować.
Baza recenzji Syndykatu ZwB

wtorek, 1 lutego 2011

Frank E. Peretti - Władcy Ciemności

Władcy Ciemności
Frank E. Peretti
Wydawca: Oficyna Wydawnicza Vocatio
Liczba stron: 382


Kiedy mówimy o gatunku horroru, przed oczami najczęściej pojawia się nam obraz wielkiego, często zmutowanego i brudnego od krwi zabójcy, który potrafi bez skrupułów zabić całą masę ludzi. Równie często myślimy w tym momencie o wszelakich krwiożerczych stworzeniach takich jak wampiry, wilkołaki czy zombie. Ok. Lecz co jeśli ktoś wspomni o horrorze natury religijnej? Większość odwraca się i nawet nie chce o tym słyszeć. I wiem, że o gustach się nie dyskutuje i ktoś naprawdę może nie przepadać za tym specyficznym gatunkiem literatury, jednak Ja zdecydowanie uważam, że odwracanie się od tego typu powieści to błąd. Najlepszym na to dowodem jest utwór  „Władcy Ciemności” Franka E. Perretiego wydany oryginalnie w 1986 roku a w Polsce w 1992 roku przez Oficynę Wydawniczą Vocatio. Jest to jedna z pierwszych książek tego autora aczkolwiek ma on ich w swoim dorobku dużo. Około milion czytelników nie mogło się mylić kupując tą pozycję.
Akcja powieści odgrywa się w małym, niepozornym i miło wyglądającym miasteczku jakim jest Ashton. W tym właśnie małym miasteczku ma dojść do jednej z największych wojen pomiędzy siłami ciemności a siłami światłości, między dobrem a złem. Ściślej mówiąc  mam na myśli anioły i demony, odwiecznych wrogów toczących bitwy od wielu lat. Gdy połączona duchowo z demonami, tajemnicza korporacja OMNI snuje plany na temat zawładnięcia lokalnym uniwersytetem i tym samym przejęcia kontroli nad całym miastem Ashton, grupa Świętych Bożych ściśle połączonych modlitwą z Aniołami próbuje te plany zniweczyć.
Powieść sama w sobie jest bardzo wciągająca, sprawia, że wręcz nie możemy się od niej oderwać. To co jest bardzo interesujące i o czym trzeba powiedzieć to fakt, że fabuła toczy się na dwóch świetnie ze sobą połączonych płaszczyznach. Wątki raczej duchowe, czyli te, w których przeczytamy o aniołach i demonach przeplatają się z wątkami, w których czytamy o ich wyznawcach, zarówno dobrych jak i złych. Ponadto Peretti zrobił to w taki sposób, że wydarzenia w jednej z płaszczyzn oddziaływają na te z płaszczyzny równoległej.
Kolejnym wartym zauważenia faktem jest szeroko zakrojona intryga, rzekłbym nawet spisek. Wyobraźmy sobie, że walczymy z jakąś wielką organizacją pragnącą zapanować nad miastem i jego mieszkańcami. Co robimy? Udajemy się do przedstawicieli władzy. Lecz co jeśli nie możemy tam pójść, gdyż wiemy, że władza jest jednym z elementów układanki dotyczącej całego spisku? Mniej więcej taką sytuację mamy w powieści, dzięki temu czyta się ją z jeszcze większym przejęciem.
Bardzo ciekawie przedstawione są sylwetki naszych nieziemskich bohaterów, zarówno aniołów jak i demonów. Okazuje się to świetnym rozwiązaniem gdyż możemy je sobie wyobrazić a lepiej jest czytać nam o czymś co możemy zobaczyć, chociażby w myślach..
To co może trochę zniechęcić, to nadmierna religijność głównych bohaterów. Podczas gdy w naszym kraju ludzie rzadko modlą się w samotności, o modlitwie w grupie nawet nie wspominając, tam, w mieście Ashton jest zupełnie na odwrót.
Jeśli wspomniałem już o religijności to muszę dodać, że powieść zmusza nas do refleksji, między innymi na tematy religijne, ale też życiowe. Pozwala zastanowić się nad tym, czy jest coś co kieruje nami przy podejmowaniu decyzji, czy istnieje jakaś zewnętrzna siła, lub coś jak anioł lub demony.
Powieść czytało się bardzo dobrze, wciągnęła mnie i okazała się bardzo interesująca.
Chciałbym polecić ją w szczególności młodzieży, która nie potrafi odnaleźć się w tym szalonym świecie XXI wieku. Być może ta książka okaże się swego rodzaju drogowskazem.
Gorąco polecam.
Książkę otrzymałem jako egzemplarz recenzencki od serwisu nakanapie.pl któremu chciałbym za to mocno podziękować. 


 

Tim LaHaye, Jerry B. Jenkins - Dzień Zagłady

Dzień zagłady
Tim LaHaye, Jerry B. Jenkins
Wydawca: Oficyna Wydawnicza Vocatio
Liczba stron:416



Gdy znika jeden człowiek wszczynane są poszukiwania a gdy się nie odnajdzie uznawany jest za zaginionego a jego rodzina musi to zaakceptować. A co jeśli w jednej chwili znika kilka milionów ludzi?? Właśnie taką straszną sytuację przybliżają nam Tim Lahaye i Jerry B. Jenkins we wspaniałej powieści jaką jest „Dzień Zagłady”. Zarówno jak Zajdel i Dick przy „Deus Irae” lub King i Straub przy „Talizmanie” także ten duet autorski spisał się świetnie a owocem ich współpracy jest 16-częściowy cykl „Powieść o czasach ostatecznych”. Ponadto powieść dostała się na szczyt listy bestsellerów „The New York Times’a” i pozostała tam przez 57 tygodni.
Akcja w powieści toczy się niczym u Hitchcocka. Zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie wzrasta. Aczkolwiek te masowe zniknięcia wywołały szkody o wiele większe niż mogłoby wywołać trzęsienie ziemi. Wśród tych, którzy zaginęli bez śladu są przecież piloci, kierowcy, pracownicy straży i policji oraz osoby sprawujące władzę. Mija kilka tygodni zanim wszystko wraca do względnego porządku. Ci, którzy pozostali wciąż szukają odpowiedzi na to co się stało a tymczasem na światowej scenie politycznej pojawia się skromny i czarujący prezydent Rumunii – Nicolae Carpathia, zamierzający odmienić świat. Jednak czy zamierza odmienić go na dobre…?
Temat utworu jest na swój sposób nowatorski. Bardzo możliwe, że już wcześniej pisano książki o masowych zniknięciach, ale nigdy wcześniej nie pisano ich z takim rozmachem. Ponadto można by spekulować czy autor głośnej ostatnio serii Gone nie wzorował się czasem na serii „Powieść o czasach ostatecznych”
Autorzy świetnie łączą wątek polityczny z religijnym. Znajdziemy tu wiele cytatów i proroctw z Biblii, czemu towarzyszy wiele ciekawych, często niebezpiecznych wydarzeń. Dodajmy do tego dużą ilość akcji, ciekawo zakrojoną intrygę oraz mały wątek miłosny i wyjdzie nam właśnie powieść od której nie możemy się oderwać.
Ponadto, gdy wokół głównego bohatera Camerona „Bucka” Williama oraz jego przyjaciół zacieśnia się krąg intrygi a ludzie im bliscy zaczynają ginąć, my zastanawiamy się głębiej nad wartościami moralnymi poruszanymi w utworze. I to właśnie jest moim zdaniem wspaniałe. Powieść skłania nas do przemyśleń, głównie na tematy religijne ale i nie tylko.
To co może się w książce nie podobać to jej przewidywalność. W pewnym momencie gdy bohaterowie wciąż mówią: „Nie, to nie być to”, my już z pewnością możemy im zaprzeczyć i odpowiedzieć: „Tak, to to”. Kolejną aczkolwiek niedużą wadą książki jest „nieśmiertelność” głównego bohatera. To, że przeżył tę jedną z największych katastrof świata daje do myślenia, lecz potem dochodzi do tego świetne unikanie śmierci czyhającej z wielu stron.
Interesujące okazało się to w jaki sposób opowiadana jest akcja. Mamy tu bowiem dwóch bohaterów o zupełnie różnych z początku poglądach i cechach charakteru. I te właśnie antagonistyczne cechy przeplatają się w powieści w bardzo fajny sposób, tworząc w ten sposób spójną całość. Wszystko jest tu zrozumiałe, nie ma wątków wyrwanych z kontekstu.
Podsumowując, autorzy oddają nam do rąk wspaniały 400 stronicowy thriller polityczno-religijny od którego nie da rady się oderwać a który zmusza nas do przemyśleń. I choć ma on kilka wad, jestem całkowicie pewien tego że nie wpłynie to na opinie niej, gdyż są one ledwo dostrzegalne. Moim zdaniem jeśli ktoś jeszcze waha się nad kupnem tej książki, powinien jak najszybciej to zrobić. Gorąco polecam.
Książkę otrzymałem jako egzemplarz recenzencki od serwisu nakanapie.pl któremu chciałbym za to mocno podziękować. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...