niedziela, 27 listopada 2011

Robert Kirkman, Jay Bonansinga - The Walking Dead: Narodziny Gubernatora

The Walking Dead: Narodziny Gubernatora
Robert Kirkman, Jay Bonansinga
Wydawnictwo Sine Qua Non
Liczba stron: 364


Gdy w eterze słychać o kolejnym filmie lub powieści opowiadającej o tzw. żywych trupach lub jak kto woli o zombie, w głowie od razu pojawia się wizja bezpośredniej i jakże krwawej walki z tymi potworami. Pragnę jednak przedstawić serię, która nie opiera się tylko na masakrowaniu zombie, a która ma do zaoferowania wiele więcej. Chodzi mi o serię The Walking Dead, w której po wielkim sukcesie komiksów i serialu, nadszedł czas na powieść jaką jest „The walking dead: Narodziny gubernatora” autorstwa Roberta Kirkmana i Joya Bonaninsingi wydana przez Wydawnictwo Sine Qua Non.

Książka opowiada o losach grupy ludzi, którzy dbają o przetrwanie w świecie wypełnionym pragnącymi krwi i świeżego mięsa żywymi trupami. Philip Blake wraz z córką Penny, bratem Brianem i dwójką przyjaciół, wierząc w informacje na temat rzekomego obozu uchodźców znajdującego się w Atlancie, kierują się właśnie tam, codziennie zwalczając przeciwności losu i piętrzące się problemy nie zdając sobie sprawy, że decyzja o Atlancie mogła być najgorszą decyzją w ich życiu.

To co jest najważniejsze w tej powieści i o czym napomknąłem na początku to fakt, że „Narodziny gubernatora” to nie krwawa sieczka w której głównym celem bohaterów jest zabicie jak największej ilości zombie. Obdarowuje ona czytelnika porządnym ładunkiem emocji, właściwie w pewnym sensie jest to bardziej dramat niż horror. Sposób w jaki ukazano koniec człowieczeństwa, klimat ciągłego zagrożenia i niebezpieczeństwa oraz świat, w którym każdy kolejny dzień to niekończąca się walka o przeżycie zdecydowanie wpływa na człowieka, zmuszając go do myślenia. Niektóre momenty potrafią naprawdę wystraszyć, jednak wiele jest również takich, które czytelnika wzruszą i zostawią go z zaschniętym gardłem i być może łzą na policzku.

Przedzierając się przez ten pozbawiony sensu świat, obserwując co dzieje się z ludźmi, których dopadła tajemnicza epidemia bohaterowie targani są przeróżnymi emocjami. Często nadzieję na przetrwanie i lepsze jutro zastępuje zwątpienie, poczucie bezsensu i chęć poddania się. Pod wpływem widoków i zdarzeń jakie spotkały ich podczas podróży, przechodzą oni głęboką metamorfozę. To jeden z ważnych aspektów tej powieści. Przemiana wewnętrzna jakiej doświadcza Philip Blake wręcz przeraża czytelnika, strach miesza się tu z niedowierzaniem. Dziwna jednak wydaje się metamorfoza małej dziewczynki, która jednego dnia jest zamknięta w sobie i boi się wszystkiego a drugiego dzielna i rozumiejąca całą sytuację.

Praktycznie przez większość lektury, aż do końca, nie wiadomo kto jest tytułowym gubernatorem. Oczywiście wiedzą to czytelnicy, którzy wcześniej mieli kontakt z komiksami z tej serii. Ktoś kto nie czytał komiksów może czuć się lekko zagubiony, jednak nie sprawia to większych trudności bowiem czuje się on trzymany w niepewności, co jeszcze bardziej wciąga go do powieści. Ważne jest to, że „Narodziny Gubernatora” to osobna historia i można po nią sięgnąć bez obaw o to, że bez znajomości serii czegoś nie zrozumiemy.

Powieść stworzona wspólnymi siłami Roberta Kirkmana i Joya Binansingi to świetna i wciągająca historia o ludziach, którzy w świecie pozbawionym życia i większych szans na przetrwanie potrafili znaleźć nadzieję. O ludziach, którzy każdego dnia muszą zmagać się z rzeczami o których nam nawet się nie śni. Jest zdecydowanie warta naszego czasu, zapewniam, że jeśli ktoś po nią sięgnie, na pewno nie będzie tego żałować. Moja ocena: 4.5/5

Za możliwość zrecenzowania tej powieści dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non\

Baza recenzji Syndykatu ZwB

niedziela, 13 listopada 2011

Antologia "Jest legendą"

"Jest legendą: antologia w hołdzie Richardowi Mathesonowi"
Wydawnictwo SQN
Liczba stron: 352


 „Strefa mroku”; „Sczęki 3”; „Studnia i wahadło”; „Jestem legendą”, wiele innych zapierających dech w piersiach, często przerażających horrorów. Nie moglibyśmy ich oglądać, gdyby nie jeden człowiek, scenarzysta wyżej wymienionych filmów oraz jeden z najlepszych pisarzy literatury grozy, Richard Matheson. W hołdzie temu świetnemu pisarzowi, stworzono rzecz niezwykłą. Czołówka najlepszych twórców literatury grozy, w tym autorzy tacy jak Stephen King w duecie z Joe Hillem, Nancy A. Collins i wielu innych, wydało antologię zawierającą kilkanaście bardzo dobrych opowiadań poświęconych nikomu innemu jak właśnie Richardowi Mathesonowi.

Wśród opowiadań znajdziemy zarówno takie, których autor inspirując się jakimś utworem Mathesona napisał własną historię, jak i takie, które same w sobie są kontynuacją wydarzeń zawartych w powieściach i opowiadaniach hołdowanego w antologii autora. Jedne nas zaszokują i wprawią w osłupienie, inne skłonią do głębokiego myślenia, inne zaś spowodują, że po plecach przejdą nam ciarki. Zebrane tutaj opowieści są na bardzo wysokim poziomie i tworzą niesamowite klimatyczne połączenie, sprawiające, że czytelnik nie może się oderwać, bowiem antologia zapewnia wszystko co mu do szczęścia potrzebne.

Za długo byłoby opisywać każdą z piętnastu opowieści, jednak są one tak dobre, że naprawdę zasłużyły na to, by kilka słów o nich powiedzieć. Lekturę zaczynamy od opowiadania autorstwa Stephena Kinga i Joe Hilla, którzy serwują nam emocjonującą i trzymającą w napięciu historie zainspirowaną „Pojedynkiem na szosie”. F. Paul Wilson w „Wezwanym” częstuje nas zaskakującą opowieścią o człowieku, którego życiowym zadaniem jest uprzykrzanie życia sąsiadów, w którą momentami aż ciężko uwierzyć. Whitley Stieber raczy nas niesamowitym i efektownym „Podniebnym dżokejem”, w którym bohater stara się przeciwstawić ludziom, którzy w tajemniczy sposób zarabiają pieniądze na krzywdzie innych.

Opowiadaniami, które najbardziej mogą przestraszyć czytelnika są „Powrót do Piekielnego Domu” Nancy A. Collins oraz „Zdobycz” Joe R. Landsdale’a. Pierwsze opowiada o naukowej wizycie w nawiedzonym domu, która już po kilku godzinach zamienia się w koszmar o jakim nawet nie śniłeś/aś. Druga natomiast mówi o tajemniczej i owianej strasznymi legendami laleczce Zuni, która stworzona jest po to by zabijać. Są one dosyć przerażające, i to właśnie one momentami wywołują na plecach ciarki.

Na pochwałę zasługują również „Pamiętnik Louise Carey” Thomasa F. Monteleone czyli opowieść żony bohatera ”Człowieka, który się nieprawdopodobnie zmniejszał” oraz „Samoistna wyspa” Barryego Hoffmana, który opowiada o niezwykłym przypadku człowieka, który został wymazany ze świata. Poprzez swoją oryginalność, skłaniają czytelnika do myślenia i wciągają go w swój świat.

Aż wstyd się przyznać ale Ja sam w swej czytelniczej przygodzie nie miałem dotąd możliwości przeczytania jakiegokolwiek utworu Richarda Mathesona. Po lekturze tej antologii, widzę, że będę musiał to zmienić bowiem jego pomysłowość i oryginalność to coś co na pewno mi się spodoba. Skoro opowiadania zainspirowane Mathesonem są tak dobre, to równie dobry musi być on sam i jego twórczość.

„Jest legendą” jest jednym z najlepszych zbiorów opowiadań jakie dotąd czytałem. Jest to mieszanina historii przerażających, zaskakujących, szokujących i skłaniających do myślenia.
Opowiadania są na wysokim poziomie, wspólnie tworzą klimat, który jeszcze mocniej przyciąga czytelnika. Antologię oceniam na 5/5, jestem bowiem pewien, że nie raz będę do niej wracał.

Za możliwość zrecenzowania tej książki dziękuje wydawnictwo SQN.  

Baza recenzji Syndykatu ZwB

niedziela, 6 listopada 2011

Barney Stinson i Matt Kuhn - Kodeks Bracholi

Kodeks Bracholi
Barney Stinson i Matt Kuhn
Wydawnictwo SQN

Liczba stron: 192


„When I’m sad, I stop being sad and be awesome instead”, są to pamiętne słowa Barneya Stinsona, jednego z głównych bohaterów serialu „Jak poznałem waszą matkę” i największego z grupy bracholi. Jak się okazuję, istnieje szansa by bardziej zgłębić dosyć tajemniczy wątek jakim jest bycie bracholem. A jest to możliwe dzięki powieści autorstwa samego Barneya Stinsona i Matta Kuhna Pt. „Kodeks bracholi”, bestsellera New York Timesa wydanego w Polsce przez wydawnictwo SQN.

W tej powieści nie znajdziemy żadnych dobrych ani złych bohaterów, nie przeczytamy opowieści narratora, nie ma tu miejsca i czasu akcji, jest to po prostu zbiór zasad, które obowiązują tzw. bracholi. Poza samymi zasadami, Kodeks jest wzbogacony o rozdziały takie jak „Kim jest brachol?”, geneza kodeksu, poprawki czy nawet słowniczek na końcu.
Mimo, że nie ma tu żadnej fabuły, książka okazuje się nader wciągająca, tym bardziej, że na przeczytanie jednego ze 150 artykułów wystarczy przeciętnie mniej niż pół minuty. Być może jest to wadą, być może zaletą, że przez powieść przedziera się ekstremalnie szybko, i w bardzo krótkim czasie można ją skończyć.

Najlepiej jeśli czytelnik, przed rozpoczęciem lektury „Kodeksu bracholi” miał jakikolwiek kontakt z serialem, w którym głównym bohaterem jest sam Barney „Jak poznałem waszą matkę”. Również tam występują często wzmianki o artykułach z kodeksu. Jeśli ktoś serialu nie oglądał, nie znaczy to, że nie może czytać książki, tylko, że może być nie przyzwyczajonym do specyficznego, lekko szowinistycznego humoru, jaki prezentuje nam Stinson.
Rzekłbym że, powieść przeznaczona jest raczej dla czytelników płci męskiej, i kobiet, mających poczucie humoru oraz dystans do niektórych spraw tutaj poruszanych, aczkolwiek powiedzieć trzeba, że zbiera pochwały również od kobiet, co pokazane jest na tyle okładki.

„Kodeks bracholi” to książka, której głównymi celami jest przekonanie czytelnika do oglądania serialu i wywołanie na jego twarzy uśmiechu. Sprawdza się w tych aspektach doskonale, bowiem uśmiech nie z chodzi z naszych twarzy praktycznie do końca lektury. Ponadto osoby, które jednak sięgnęły po nią bez uprzedniego kontaktu z serialem, na pewno poczują się zachęcone by to nadrobić tę zaległość.

Za możliwość zrecenzowania tej książki dziękuje wydawnictwo SQN.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...