poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Chwilowy zastój

Jak być może ktoś z was zauważył, dawno nic nie publikowałem.
Czym to spowodowane? Po części typowym lenistwem do wszystkiego, a po części problemami osobistymi.
Dopadł mnie leń, nie mam na nic czasu i dużo siedzę na dworzu.
Co do drugiego, wolę przemilczeć.
Oczywiście to nie koniec, jak tylko wezmę się za Siebie i coś przeczytam, to dodam recenzje.
Jeśli mogę,to przepraszam ale nie odwiedzałem żadnych blogów, jeszcze to nadrobię.
Pozdrawiam

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Anna Brzezińska - Opowieści z Wilżyńskiej Doliny

Opowieści z Wilżyńskiej Doliny
Anna Brzezińska
Agencja Wydawnicza Runa
Liczba stron: 384



            Czy możliwe jest, że w XXI wieku, w dobie postępu technologicznego i dążenia do sukcesów zawodowych i społecznych ktokolwiek pamięta jeszcze o baśniach? Zaryzykuje stwierdzenie, że większość ludzi zapomniało o tych barwnych opowieściach z dzieciństwa. Wyjątkiem są rodzice, starający się by ich dzieci miały kontakt z literaturą od początku swego życia. I muszę przyznać, że Ja także na czas jakiś o nich zapomniałem. Na ratunek przyszła jednak Anna Brzezińska ze swymi „Opowieściami z Wilżyńskiej Doliny” tak bardzo przypominającymi mi swym klimatem właśnie baśnie. Jest to zbiór 9 opowiadań związanych z tytułową Wilżyńską Doliną i z Babunią Jagódką, o której więcej dopiero za chwilę.  Zachęcające jest to, że autorka za opowiadanie wprowadzające ,tj. „A kochał ją, że strach” dostała Nagrodę Polskiego Fandomu im. A. Zajdla. Ponadto jest to już trzecie wydanie tej książki i jest ona praktycznie rozchwytywana przez fanów fantasy.

Wszystko dzieje się gdzieś w Górach Żmijowych w odizolowanej od świata wioseczce, zamieszkanej przez z pozoru zwykłych ludzi. Jest ludność pracująca, są ladacznice i kobiety starsze a poczciwsze, są też zwyczajni pijacy i ludzie, którzy piją tylko okazyjnie( takich wcale nie pijących chyba wioska nie uchowała). I choć każdy tutaj skrywa jakieś tajemnice, to jest w Wilżyńskiej Dolinie ktoś, kto te wszystkie sekrety zna. I właśnie w tym momencie na scenę wkracza Babunia Jagódka, wiedźma mieszkająca w swej chatce w lesie, mająca jednak układy z ludnością w wiosce. Gdy trzeba bowiem komuś naparu z miłostki, lub eliksiru dziewięćsiła, to właśnie do niej się zwracają. Ba, nawet sam lokalny proboszcz wykorzystuje jej umiejętności, by leczyć swoją przypadłość maścią na hemoroidy. I tak to się wszystko kręci, jednak spokojnie i wesoło jest tylko na początku. A potem? Nie mogę tego powiedzieć, bo miałbym wyrzuty sumienia, że zdradzam zanadto fabułę.

Jak to już bywa ze zbiorami opowiadań, niektóre opowiadania są bardzo dobre a niektóre po prostu słabsze. Nie odczułem natomiast tego, żeby któreś z wykorzystanych tu opowiadań było o wiele gorsze od pozostałych. Jednak różnią się one od siebie, i każde jest oddzielną historią, którą z resztą łączy tylko postać Babuni Jagódki. Są one wypełnione przeróżnymi uczuciami. Na początku mamy sporą dawkę humoru i ironii, potem jednak pojawiają się smutek i cierpienie. A czytelnik czuje, i przeżywa to razem z bohaterami. Czytamy śmiejąc się i uśmiechając by za chwile zawładnął nami smutek, i na odwrót.

„Opowieści…” odznaczają się też świetnie nakreślonymi bohaterami, poczynając od Babuni Jagódki, poprzez ladacznice Gronostaj a kończąc na Jarosławnie lub Szymku. Każdy z nich ma tu swoją historię, wspomnienia. Na szczególną uwagę zasługuje właśnie Babunia Jagódka. Okazuje się bowiem, że jej przyszłość nie jest taka kolorowa, gdyż jest córką Boga, którego dawno porzuciła i do którego już nie wróciła. Jako wiedźma powinna być czarnym bohaterem, cechuje ją bowiem złośliwość, bezczelność i bezwzględność. Jednak uświadamiamy sobie, że to właśnie Ona opiekuje się i ratuje Dolinę w ciężkiej sytuacji, że to jest jej miejsce i nie pozwoli by ktoś z zewnątrz zrobił coś złego. I takim o to sposobem przestajemy źle myśleć o wiedźmie, i darzymy ją czymś co z pewną rezerwą nazwałbym sympatią.

A skoro jest wiedźma, to musi być też coś nadprzyrodzonego. Pani Brzezińska również tą zasadę wykorzystuje, choć nie chcę mówić więcej niż tyle, że Babunia ze starej brzyduli potrafi przemienić się w piękną czarnowłosą młódkę, czego nie omieszka używać by sprowadzić jurnego chłopa do łoża. Ponadto mamy możliwość zobaczyć, jak jej magiczne zdolności przydają się chociażby w walce o czym przekonamy się w opowiadaniu dotyczącym grasantów.
Czytając „Opowieści…” uświadamiamy sobie, że autorka nie boi się pisać otwarcie i bezpośrednio o tematach takich jak prostytucja, czy jak kto woli ladacznictwo i pijaństwo. I to bardzo dobrze, bo dzięki temu nie ma tu żadnego krzątania się i nieporozumień, a i często związane są z tym ciekawe i zabawne sytuacje.

Wadą dla niektórych może być język powieści. Jest on wypełniony archaizmami po granice możliwości, zarówno w dialogach jak i w narracji, i momentami po prostu trudny do zrozumienia. Z początku naprawdę ciężko się przyzwyczaić do tak pisanego tekstu. Niektórzy mogą męczyć się przez całą powieść a niektórym pójdzie z górki gdy już trochę przeczytają.
Ja natomiast jestem pod wrażeniem stylu i języka Pani Brzezińskiej. Świadczy on o jej zaangażowaniu i pracy z tym utworem a ponadto wprowadza nas w ten niesamowity klimat baśni.
Swoją droga, nie sposób przemilczeć wspaniałe opracowanie graficzne okładki wykonane przez Artura Sadłowa. Ma w sobie to coś, że gdy przechodzimy obok, ona od razu przyciąga nasz wzrok. Ponadto nie natknąłem się chyba na żaden błąd ortograficzny czy literówkę, co niestety jest zmorą w przypadku niektórych powieści.

„Opowieści z Wilżyńskiej Doliny” są powieścią zdecydowanie godną polecenia. Warto po nią sięgnąć, bo bawi, uczy i przypomina dzieciństwo. Jest przepełniona wspaniałymi charakterami, doprowadza do śmiechu i smutku i uświadamia o konsekwencjach wypowiedzianych życzeń, których naprawdę byśmy nie chcieli. Po prostu fantasy na bardzo dobrym poziomie, choć raczej dla dorosłych. Bez żadnych wątpliwości oceniam „Opowieści…” na 4/5 i bardzo gorąco polecam.

Książkę otrzymałem jako egzemparz recenzencki od serwisu nakanapie.pl któremu chciałbym za to mocno podziękować. 

wtorek, 5 kwietnia 2011

Mafia od kuchni

Gangster. Prawdziwa historia agenta FBI, który przeniknął do mafii
Joaquin "Jack" Garcia, Michael Levin
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 304



Mafia. Być może taka jak ze sławnych filmów typu „Ojciec Chrzestny”. Czy istnieje naprawdę? Czy wierzysz że gdzieś w Ameryce istnieje „rodzina” stojąca praktycznie ponad prawem i kontrolująca prawie wszystko? Powinieneś. A świetnym tego wszystkiego dowodem jest oparta na prawdziwych wydarzeniach z życia powieść Joaquina Garcii: „Gangster. Prawdziwa historia agenta FBI, który przeniknął do mafii”. Bardzo dobrą zachęta do sięgnięcia po tą pozycję jest to, że autor przez 26 lat pracował w FBI jako tajny agent, i to głównie on brał udział w infiltracji największych brudów Nowego Jorku i nie tylko.

Joaquin Garcia nie jest zwykłym Amerykaninem, jest Amerykaninem Kubańskiego pochodzenia. Zarówno ten fakt jak i jego nadwaga, były dla niego problemem, gdy starał się by przystąpić do najbardziej elitarnych organów walki z zorganizowaną przestępczością, do FBI. Nie poddał się jednak, udowodnił że się nadaje, i po pomyślnym zdaniu testów zaczął tam pracować. Przez zbieg okoliczności wykorzystano go w roli tajnego agenta, i od razu było wiadomo, że to właśnie tym powinien się zajmować przez następny czas. Dzięki niemu rozwiązano naprawdę wiele spraw, związanych z różnego rodzaju przestępczością: handlem narkotykami, łapówkarstwem, przemytami itp., lecz po jakimś czasie nadeszła prawdopodobnie najważniejsza w jego karierze sprawa. Chodzi o infiltrowanie jednej z pięciu rodzin mafijnych Nowego Jorku, Rodziny Gambino. Pod fałszywym nazwiskiem, jako Jack Falcone, poznaje właśnie wypuszczonego na wolność capo rodziny Gambino, Grega De Palmę, Udaje mu się wdać w jego łaski, zaczynają robić razem interesy i po jakimś czasie „Stary” DePalma chce wprowadzić tajnego agenta FBI do rodziny. Co z tego wyniknie? Zachęcam by się tego dowiedzieć. A jeśli już zaczniecie, to na pewno uwiniecie się szybko gdyż powieść niesamowicie wciąga.

To o czym trzeba wspomnieć na początek to to, że jest to powieść autobiograficzna. Jak dla mnie, jest to przede wszystkim plus, napawa mnie to jeszcze większym podziwem i szacunkiem dla autora a zarazem głównego bohatera. W związku z tym, że wszystko tutaj wydarzyło się naprawdę, mamy możliwość bliższego zapoznania się z tym chociażby w Internecie. Jeśli tylko ktoś ma chwile czasu i chęci, może odnaleźć wydarzenia i bohaterów z książki i o nich poczytać.
Powieść można porównać do znanego filmu „Donnie Brasco” a Joaquina Garcie do Josepha Piscone, agenta FBI który jako pierwszy przeniknął do mafii. Zauważalne jest tu wiele podobieństw. Ponadto w powieści można wyczuć ten typowy klimat znany z gangsterskich filmów i książek.
W pewnym sensie „Gangstera…” można uznać za porządne źródło wiedzy na temat życia w  mafii. Pokazane są tu wszelkie zwyczaje mafijne, to jak się zachowują, co robią i jacy są. Tego wszystkiego musiał nauczyć się właśnie Garcia: od całowania w policzek, przez poznanie kuchni włoskiej i nie tylko, aż po rozpoznawanie i oszacowanie cen diamentów. I warto zatrzymać się na punkcie dotyczącym jedzenia, gdyż nasz tajny agent FBI przytył w czasie całej sprawy aż 36kg. Ponadto musiał nauczyć się podstawowych zasad mafii jak chociażby tej, że członek rodziny w żadnym wypadku nie może ruszyć innego członka rodziny.

Ci, którzy oczekują nieustannych strzelanin, gonitw za kapusiami, wymuszania haraczy itp., prawdopodobnie zawiodą się, bo to nie na te aspekty kryminalnego życia autor zwrócił uwagę. Choć o nich też możemy przeczytać to zajął się on bardziej mafią „od strony kuchni”. Sam też wspomina, że nie trzeba nikogo zabić by móc wstąpić do mafijnej rodziny a sytuacji, w której musiałby użyć przemocy unikał jak ognia. Pokazuje on też codzienne życie agenta FBI oraz, co ważne, jego rodziny. Bo to właśnie żony i dzieci, żyjące w nieustającym strachu o członka rodziny, są, jak mówi autor, prawdziwymi bohaterami. Tymi, o których się nie wspomina , a którzy czasami muszą znosić więcej niż sam agent.

Niestety, w niektórych momentach, odczuwałem swego rodzaju niedosyt, i brakowało mi szczegółów. Na niektóre akcje autor przeznaczył cały rozdział, a o niektórych, wydawałoby się ciekawych, zaledwie wspomniał. Zrozumiałe, że nie da się napisać o wszystkim, jednak niedosyt jest. I staje się on jeszcze większy, gdy tylko dochodzi się do zakończenia. W żadnym wypadku nie jest to wina Garcii, więc żal mogę mieć tylko do ludzi odpowiedzialnych za to jak się to wszystko skończyło.
Autor natomiast wydaje się być wszechstronny. Wytrzymał przez 26 lat w stresie związanym z pracą tajnego agenta, następnie potrafił przelać to na papier, czego możemy oczekiwać jeszcze? Sam wspomina, że chciałby rozpocząć karierę aktorską, więc czekamy na to co z tego wyjdzie.

„Gangster. Prawdziwa historia agenta FBI, który przeniknął do mafii” jest książką jak najbardziej godną polecenia. Warto sięgnąć po 300 stron ciekawej i wciągającej historii za przystępną cenę. Z pewnością nikt nie będzie żałował, gorąco polecam.

Książkę przeczytałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak,za co bardzo serdecznie dziękuję :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...