sobota, 24 grudnia 2011

Świętaa :))

Nie chciałbym się rozpisywać, trzeba przecież lepić pierogi :)
Chciałbym jednak życzyć Zdrowych i Wesołych Świąt wszystkim czytelnikom bloga, odwiedzającym oraz innym bloggerom. Abyście spędzili te święta w miłej rodzinnej atmosferze :)

I bogatego gwiazdora,wyposażonego w książki :)

Pozdrawiam, jeszcze raz Wesołych Świąt :)


poniedziałek, 12 grudnia 2011

Piotr Schmandt - Gdański depozyt


Gdański depozyt
Piotr Schmandt
Wydawnictwo Oficynka
Liczba stron: 310


Każdy z nas będąc małym jeszcze dzieckiem uwielbiał zawsze słuchać lub oglądać opowieści o zaginionych skarbach, poszukiwaczach przygód, którzy za wszelką cenę starają się znaleźć upragnione złoto. Również Ja swe dzieciństwo kojarzę z takimi opowieściami, jednak pamiętam, że nigdy w historiach miejscem akcji nie była Polska. Nie przeczę, że mogła być w wielu opowiastkach, po prostu Ja się z takimi nie spotkałem. I można sobie tylko wyobrazić jak bardzo ucieszyłem się gdy trafiłem na „Gdański depozyt” Piotra Schmandta wydany przez Wydawnictwo Oficynka.

Początek XX wieku. Po najwyższych sferach Wolnego Miasta Gdańsk rozchodzi się informacja, być może plotka, być może fakt o tajemniczym skarbie, znajdującym się gdzieś w ciemnościach Gdańska. Do Komisariatu Generalnego RP przychodzą listy od zagadkowego pośrednika zapewniającego przekazanie skarbu władzom RP. Tymczasem na tzw. gdański depozyt zacierają ręce nie tylko polscy urzędnicy lecz także członkowie Niemieckiego wywiadu. Robi się coraz goręcej a czas ucieka. Co wspólnego ma z tą intrygą zmysłowa maszynistka Komisariatu RP? Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim holenderski rzeczoznawca, oraz kto kryje się pod tajemniczą postacią pośrednika. By poznać odpowiedzi na te pytania wystarczy tylko sięgnąć do treści lektury.

Powieść aż po brzegi wypełniona jest wszelkiej maści tajemnicami i zagadkami. Często nie znamy prawdziwych tożsamości postaci odgrywających dość dużą rolę w próbie odnalezienia skarbu. Odnośnie skarbu również wiemy bardzo mało. Bardzo ciekawie i rozlegle przedstawiono historię tego depozytu, jednak mam wrażenie, że zastosowano tu pewien chwyt, w wyniku którego nawet jeśli bohaterowie wiedzą co może zawierać skarb, my dowiemy się dopiero w swoim czasie, czyli na końcu. Całkowicie to rozumiem i cieszę się, że byłem trzymany w niepewności, jednak momentami odczuwałem, jak gdyby robiono to na siłę.

Mocnym aspektem „Gdańskiego depozytu” jest bardzo duża różnorodność bohaterów. Do tej pory wspomniałem głównie o urzędnikach polskich i niemieckich członkach wywiadu. Muszę jednak dodać, że spotkamy tu również wiele przedstawicielek płci żeńskiej, które odegrają ważną rolę. Każda z postaci jest oryginalna, wszystkie wydają się prawdziwe. Ponadto kilka z nich może podawać się za kogoś zupełnie innego. Takie właśnie zabiegi wystawiają czytelnika na próbę, której zdaniem jest nie pogubienie się w treści powieści. A nawet jeśli zdarzy się lekko zgubić wątek, zapewniam, że autor daje szanse by to nadrobić.

Akcja jest bardzo wciągająca, z czasem pojawia się coraz więcej zaskakujących zwrotów akcji, wręcz nie można się oderwać.
Koniec powieści, czyli wyjaśnienie całej zagadki i odpowiedź na nurtujące nas pytania wypada bardzo dobrze. Pan Schmandt sprostał wyzwaniu, rozwiązanie jest zaskakujące, wszystkie części układanki łączą się w całość a my w końcu wiemy co krył gdański depozyt.

Powieść jak najbardziej sprostała moim oczekiwaniom. Okazała się świetną i wciągającą historią, która mimo swej miejscowej zawiłości zapewniła mi kilka godzin świetnej rozrywki.
I przyznać trzeba, że polska opowieść o skarbie wcale nie wypada gorzej od tych z nieśmiertelnym bohaterem unikającym śmiertelnych pułapek. Książkę odkładam na półkę oceniając ją na 4/5.

 Za możliwość zrecenzowania tej książki bardzo gorąco dziękuję Wydawnictwu Oficynka.
Baza recenzji Syndykatu ZwB

czwartek, 8 grudnia 2011

Krzysztof Koziołek - Premier musi zginąć

Premier musi zginąć
Krzysztof Koziołek
Wydawca: Manufaktura tekstów
Liczba stron: 224


Wracając do domu po długiej podróży spodziewamy się gorącego i miłego przyjęcia własnej rodziny, bez względu na to czy oczekuje nas mąż, żona, potomkowie czy rodzice. Nigdy natomiast nie spodziewamy się, że na wejściu spotkają nas policjanci i strażacy z informacją najgorszą z możliwych. Właśnie w takiej sytuacji postawiony jest Tomasz Mika, główny bohater nowej powieści Krzysztofa Koziołka – „Premier musi zginąć”, czyli współczesnego thrillera politycznego.

Podczas gdy Mika dowiaduje się, że jego żona i córka zostały brutalnie zamordowane, w całej Polsce zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Wodę w większości wodociągów w zachodniej części kraju zatruto. Sygnalizacja świetlna w stolicy i innych większych miastach przestaje działać, tak samo jak Internet i telefonie komórkowe. Niemożliwe jest korzystanie z terminali płatniczych, systemy rozliczeń międzybankowych zostały zniszczone. Polska stoi na skraju przepaści, tymczasem do wszystkich działań przyznaje się tajemnicza organizacja „Gniew Boży” chcąca ukarać Polaków. Tymczasem Tomasz Mika dowiaduje się, że za zabójstwem jego rodziny stoi ta sama grupa ludzi, która brała udział w zatruwaniu ujęcia wody w jednym z pobliskich miast. Postanawia więc wziąć sprawę w swoje ręce i samemu wymierzyć sprawiedliwość.

Powieść zaczyna się od pewnego całkowicie zaskakującego wydarzenia, po którym cofamy się o kilka dni wstecz by dowiedzieć się jak do tej pozornie niemożliwej sytuacji doszło. Trudno wyobrazić sobie moment, w którym Polska zmaga się z tak daleko posuniętymi aktami terroryzmu. Cała ta rozbudowana i świetnie zorganizowana akcja jaką Pan Koziołek wymyślił i umieścił w treści powieści sprawia, że wciąga niesamowicie i czyta się ją jednym tchem. Tym bardziej, że w ten spisek wplątane mogą być również organizacje na skale światową, przy których „Gniew Boży” jest tylko małą i nic nieznaczącą komórką.

Cała zaistniała sytuacja przedstawiona jest nie tylko od strony Tomasz Miki i ludzi pomagających mu lecz także od strony policji czy też samej organizacji stojącej za tym wszystkim. Autor nie skupia się wyłącznie na jednym bohaterze, poznajemy kolejne osoby związane ze sprawą. Warto jednak poświęcić kilka słów na Tomasza Mikę i jego przyjaciela, Marka Biela, którzy całkowicie opanowani żądzą zemsty idą po trupach do celu jakim jest pomszczenie życia straconych osób. Właśnie ten wątek wydaje się być lekko przesadzonym. Architekt mostów ze swym przyjacielem, odkrywają i łączą fakty szybciej niż policja, napędzani żądzą zemsty uciekają przez kilka dni zarówno policji jak i gangsterom nie ulegając ani razu bezwzględnym gangsterom.

Trzeba jednak przyznać, że świetnie przedstawiono fakt, że nikomu nie można ufać. Często okazuje się bowiem, że ktoś wcale nie jest tym za kogo się podaje. Wyczuć można atmosferę ciągłego niebezpieczeństwa, niepewności i strachu, która jeszcze bardziej urozmaica sytuacje w książce. Co chwile obok głów przelatują kule, bohaterowie są śledzeni, co rusz pojawiają się emocjonujące pościgi. No i przedstawienie Polski w totalnej bezradności względem zmasowanego terroryzmu. Czy można chcieć czegoś więcej w dobrej powieści?

„Premier musi zginąć” jest książką zdecydowanie wartą przeczytania. W końcu nie często pojawiają się tak dobre thrillery o podłożu politycznym. Wciąga już po kilkudziesięciu stronach, zapewniając zapierającą dech w piersiach przygodę, której finał zaskoczy niejednego. Oceniam ją na 4/5 i odkładam na półkę wiedząc, że wrócę do niej na pewno.

Książkę otrzymałem od serwisu nakanapie.pl za co bardzo gorąco dziękuję:)
Baza recenzji Syndykatu ZwB

 

piątek, 2 grudnia 2011

Stosik grudniowy

Wkońcu udało mi się zgromadzić kilka powieści, z których ułożyłem stosik, który będzie czytany w grudniu :) Przepraszam za możliwą słabą jakość zdjęcia,ale aparat się popsuł i robiłem komórką.
Od dołu:
1. Graham Masterton - Kandydat z piekła - możliwe, że kiedyś się przez blog przewinęła informacja o niej, ale dopiero teraz miałem zamiar przeczytać
2. The Walking Dead: Żywe Trupy: Narodziny Gubernatora - link do recenzji.
3. Maureen Jennings - Biedny Tom już wystygł - Dopiero co odpakowana, od Oficynki :)
4. Krzysztof Koziołek - Premier musi zginąć - Od nakanapie.pl, strasznie wciągająca, jestem w trakcie, jest świetna :)
5. Piotr Schamndt - Gdański Depozyt - Również od Oficynki, zaczynam czytać od razu po numerze 4
6. Cormac McCarthy - Droga - przeczytana, właściwie czekająca tylko na recenzję, która pojawi się na dniach :)

Co z tego najbardziej warto przeczytać, co macie za sobą a co chcielibyście mieć?:)

niedziela, 27 listopada 2011

Robert Kirkman, Jay Bonansinga - The Walking Dead: Narodziny Gubernatora

The Walking Dead: Narodziny Gubernatora
Robert Kirkman, Jay Bonansinga
Wydawnictwo Sine Qua Non
Liczba stron: 364


Gdy w eterze słychać o kolejnym filmie lub powieści opowiadającej o tzw. żywych trupach lub jak kto woli o zombie, w głowie od razu pojawia się wizja bezpośredniej i jakże krwawej walki z tymi potworami. Pragnę jednak przedstawić serię, która nie opiera się tylko na masakrowaniu zombie, a która ma do zaoferowania wiele więcej. Chodzi mi o serię The Walking Dead, w której po wielkim sukcesie komiksów i serialu, nadszedł czas na powieść jaką jest „The walking dead: Narodziny gubernatora” autorstwa Roberta Kirkmana i Joya Bonaninsingi wydana przez Wydawnictwo Sine Qua Non.

Książka opowiada o losach grupy ludzi, którzy dbają o przetrwanie w świecie wypełnionym pragnącymi krwi i świeżego mięsa żywymi trupami. Philip Blake wraz z córką Penny, bratem Brianem i dwójką przyjaciół, wierząc w informacje na temat rzekomego obozu uchodźców znajdującego się w Atlancie, kierują się właśnie tam, codziennie zwalczając przeciwności losu i piętrzące się problemy nie zdając sobie sprawy, że decyzja o Atlancie mogła być najgorszą decyzją w ich życiu.

To co jest najważniejsze w tej powieści i o czym napomknąłem na początku to fakt, że „Narodziny gubernatora” to nie krwawa sieczka w której głównym celem bohaterów jest zabicie jak największej ilości zombie. Obdarowuje ona czytelnika porządnym ładunkiem emocji, właściwie w pewnym sensie jest to bardziej dramat niż horror. Sposób w jaki ukazano koniec człowieczeństwa, klimat ciągłego zagrożenia i niebezpieczeństwa oraz świat, w którym każdy kolejny dzień to niekończąca się walka o przeżycie zdecydowanie wpływa na człowieka, zmuszając go do myślenia. Niektóre momenty potrafią naprawdę wystraszyć, jednak wiele jest również takich, które czytelnika wzruszą i zostawią go z zaschniętym gardłem i być może łzą na policzku.

Przedzierając się przez ten pozbawiony sensu świat, obserwując co dzieje się z ludźmi, których dopadła tajemnicza epidemia bohaterowie targani są przeróżnymi emocjami. Często nadzieję na przetrwanie i lepsze jutro zastępuje zwątpienie, poczucie bezsensu i chęć poddania się. Pod wpływem widoków i zdarzeń jakie spotkały ich podczas podróży, przechodzą oni głęboką metamorfozę. To jeden z ważnych aspektów tej powieści. Przemiana wewnętrzna jakiej doświadcza Philip Blake wręcz przeraża czytelnika, strach miesza się tu z niedowierzaniem. Dziwna jednak wydaje się metamorfoza małej dziewczynki, która jednego dnia jest zamknięta w sobie i boi się wszystkiego a drugiego dzielna i rozumiejąca całą sytuację.

Praktycznie przez większość lektury, aż do końca, nie wiadomo kto jest tytułowym gubernatorem. Oczywiście wiedzą to czytelnicy, którzy wcześniej mieli kontakt z komiksami z tej serii. Ktoś kto nie czytał komiksów może czuć się lekko zagubiony, jednak nie sprawia to większych trudności bowiem czuje się on trzymany w niepewności, co jeszcze bardziej wciąga go do powieści. Ważne jest to, że „Narodziny Gubernatora” to osobna historia i można po nią sięgnąć bez obaw o to, że bez znajomości serii czegoś nie zrozumiemy.

Powieść stworzona wspólnymi siłami Roberta Kirkmana i Joya Binansingi to świetna i wciągająca historia o ludziach, którzy w świecie pozbawionym życia i większych szans na przetrwanie potrafili znaleźć nadzieję. O ludziach, którzy każdego dnia muszą zmagać się z rzeczami o których nam nawet się nie śni. Jest zdecydowanie warta naszego czasu, zapewniam, że jeśli ktoś po nią sięgnie, na pewno nie będzie tego żałować. Moja ocena: 4.5/5

Za możliwość zrecenzowania tej powieści dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non\

Baza recenzji Syndykatu ZwB

niedziela, 13 listopada 2011

Antologia "Jest legendą"

"Jest legendą: antologia w hołdzie Richardowi Mathesonowi"
Wydawnictwo SQN
Liczba stron: 352


 „Strefa mroku”; „Sczęki 3”; „Studnia i wahadło”; „Jestem legendą”, wiele innych zapierających dech w piersiach, często przerażających horrorów. Nie moglibyśmy ich oglądać, gdyby nie jeden człowiek, scenarzysta wyżej wymienionych filmów oraz jeden z najlepszych pisarzy literatury grozy, Richard Matheson. W hołdzie temu świetnemu pisarzowi, stworzono rzecz niezwykłą. Czołówka najlepszych twórców literatury grozy, w tym autorzy tacy jak Stephen King w duecie z Joe Hillem, Nancy A. Collins i wielu innych, wydało antologię zawierającą kilkanaście bardzo dobrych opowiadań poświęconych nikomu innemu jak właśnie Richardowi Mathesonowi.

Wśród opowiadań znajdziemy zarówno takie, których autor inspirując się jakimś utworem Mathesona napisał własną historię, jak i takie, które same w sobie są kontynuacją wydarzeń zawartych w powieściach i opowiadaniach hołdowanego w antologii autora. Jedne nas zaszokują i wprawią w osłupienie, inne skłonią do głębokiego myślenia, inne zaś spowodują, że po plecach przejdą nam ciarki. Zebrane tutaj opowieści są na bardzo wysokim poziomie i tworzą niesamowite klimatyczne połączenie, sprawiające, że czytelnik nie może się oderwać, bowiem antologia zapewnia wszystko co mu do szczęścia potrzebne.

Za długo byłoby opisywać każdą z piętnastu opowieści, jednak są one tak dobre, że naprawdę zasłużyły na to, by kilka słów o nich powiedzieć. Lekturę zaczynamy od opowiadania autorstwa Stephena Kinga i Joe Hilla, którzy serwują nam emocjonującą i trzymającą w napięciu historie zainspirowaną „Pojedynkiem na szosie”. F. Paul Wilson w „Wezwanym” częstuje nas zaskakującą opowieścią o człowieku, którego życiowym zadaniem jest uprzykrzanie życia sąsiadów, w którą momentami aż ciężko uwierzyć. Whitley Stieber raczy nas niesamowitym i efektownym „Podniebnym dżokejem”, w którym bohater stara się przeciwstawić ludziom, którzy w tajemniczy sposób zarabiają pieniądze na krzywdzie innych.

Opowiadaniami, które najbardziej mogą przestraszyć czytelnika są „Powrót do Piekielnego Domu” Nancy A. Collins oraz „Zdobycz” Joe R. Landsdale’a. Pierwsze opowiada o naukowej wizycie w nawiedzonym domu, która już po kilku godzinach zamienia się w koszmar o jakim nawet nie śniłeś/aś. Druga natomiast mówi o tajemniczej i owianej strasznymi legendami laleczce Zuni, która stworzona jest po to by zabijać. Są one dosyć przerażające, i to właśnie one momentami wywołują na plecach ciarki.

Na pochwałę zasługują również „Pamiętnik Louise Carey” Thomasa F. Monteleone czyli opowieść żony bohatera ”Człowieka, który się nieprawdopodobnie zmniejszał” oraz „Samoistna wyspa” Barryego Hoffmana, który opowiada o niezwykłym przypadku człowieka, który został wymazany ze świata. Poprzez swoją oryginalność, skłaniają czytelnika do myślenia i wciągają go w swój świat.

Aż wstyd się przyznać ale Ja sam w swej czytelniczej przygodzie nie miałem dotąd możliwości przeczytania jakiegokolwiek utworu Richarda Mathesona. Po lekturze tej antologii, widzę, że będę musiał to zmienić bowiem jego pomysłowość i oryginalność to coś co na pewno mi się spodoba. Skoro opowiadania zainspirowane Mathesonem są tak dobre, to równie dobry musi być on sam i jego twórczość.

„Jest legendą” jest jednym z najlepszych zbiorów opowiadań jakie dotąd czytałem. Jest to mieszanina historii przerażających, zaskakujących, szokujących i skłaniających do myślenia.
Opowiadania są na wysokim poziomie, wspólnie tworzą klimat, który jeszcze mocniej przyciąga czytelnika. Antologię oceniam na 5/5, jestem bowiem pewien, że nie raz będę do niej wracał.

Za możliwość zrecenzowania tej książki dziękuje wydawnictwo SQN.  

Baza recenzji Syndykatu ZwB

niedziela, 6 listopada 2011

Barney Stinson i Matt Kuhn - Kodeks Bracholi

Kodeks Bracholi
Barney Stinson i Matt Kuhn
Wydawnictwo SQN

Liczba stron: 192


„When I’m sad, I stop being sad and be awesome instead”, są to pamiętne słowa Barneya Stinsona, jednego z głównych bohaterów serialu „Jak poznałem waszą matkę” i największego z grupy bracholi. Jak się okazuję, istnieje szansa by bardziej zgłębić dosyć tajemniczy wątek jakim jest bycie bracholem. A jest to możliwe dzięki powieści autorstwa samego Barneya Stinsona i Matta Kuhna Pt. „Kodeks bracholi”, bestsellera New York Timesa wydanego w Polsce przez wydawnictwo SQN.

W tej powieści nie znajdziemy żadnych dobrych ani złych bohaterów, nie przeczytamy opowieści narratora, nie ma tu miejsca i czasu akcji, jest to po prostu zbiór zasad, które obowiązują tzw. bracholi. Poza samymi zasadami, Kodeks jest wzbogacony o rozdziały takie jak „Kim jest brachol?”, geneza kodeksu, poprawki czy nawet słowniczek na końcu.
Mimo, że nie ma tu żadnej fabuły, książka okazuje się nader wciągająca, tym bardziej, że na przeczytanie jednego ze 150 artykułów wystarczy przeciętnie mniej niż pół minuty. Być może jest to wadą, być może zaletą, że przez powieść przedziera się ekstremalnie szybko, i w bardzo krótkim czasie można ją skończyć.

Najlepiej jeśli czytelnik, przed rozpoczęciem lektury „Kodeksu bracholi” miał jakikolwiek kontakt z serialem, w którym głównym bohaterem jest sam Barney „Jak poznałem waszą matkę”. Również tam występują często wzmianki o artykułach z kodeksu. Jeśli ktoś serialu nie oglądał, nie znaczy to, że nie może czytać książki, tylko, że może być nie przyzwyczajonym do specyficznego, lekko szowinistycznego humoru, jaki prezentuje nam Stinson.
Rzekłbym że, powieść przeznaczona jest raczej dla czytelników płci męskiej, i kobiet, mających poczucie humoru oraz dystans do niektórych spraw tutaj poruszanych, aczkolwiek powiedzieć trzeba, że zbiera pochwały również od kobiet, co pokazane jest na tyle okładki.

„Kodeks bracholi” to książka, której głównymi celami jest przekonanie czytelnika do oglądania serialu i wywołanie na jego twarzy uśmiechu. Sprawdza się w tych aspektach doskonale, bowiem uśmiech nie z chodzi z naszych twarzy praktycznie do końca lektury. Ponadto osoby, które jednak sięgnęły po nią bez uprzedniego kontaktu z serialem, na pewno poczują się zachęcone by to nadrobić tę zaległość.

Za możliwość zrecenzowania tej książki dziękuje wydawnictwo SQN.

sobota, 22 października 2011

Izabela Szolc - Strzeż się psa

Strzeż się psa
Izabela Szolc
Wydawnictwo Oficynka
Liczba stron: 168


Często, siedząc w domu i zajmując się swymi codziennymi sprawami słyszymy za oknem ten charakterystyczny dźwięk jakim jest szczekanie. Wielu ludzi często ignoruje to, sądząc, że przecież to tylko pies, zwierzę którym rządzą instynkty. A co gdyby się okazało, że psy są inteligentne, prowadzą własne życie, zmagają się z trudnościami i przeciwnościami losu? Właśnie takie spojrzenie na sprawę psów możemy odnaleźć w nowej powieści autorstwa Izabeli Szolc: „Strzeż się psa”, która jest hołdem złożonym psiej inteligencji.

Albrecht to sześcioletni pies rasy bloodhound, wiodący do tej pory raczej szczęśliwe życie ze swą Panią Laurą i przyjacielem Tofikiem rasy basset. I wiódłby takie spokojne życie w bogatej dzielnicy, gdyby nie pewien fakt. W okolicy zaczęły ginąć psy. Dałoby się wyjaśnić zniknięcie jednego lub dwóch psów jednak Albrecht odkrywa, że kolejne psy są mordowane. Nie mogąc znieść myśli, że gdzieś w pobliżu może grasować morderca postanawia odkryć kto jest tym okrutnym zbrodniarzem. Czy uda mu się rozwiązać tą zagadkę?

Zacząć trzeba od tego, że naprawdę niewiele jest kryminałów w których to nie ludzie a właśnie psy są na pierwszym planie. Człowiek występuje tu tylko jako postać drugoplanowa, lub tworząca tło powieści. Z tego właśnie powodu, nie można zwyczajnie podejść do opisu i oceny bohaterów. Albrecht jest przede wszystkim psem uczuciowym i wiernym, jest przywiązany do Laury i jest w stanie w ogień za nią skoczyć. Dlatego też okazuje swą zazdrość, gryząc Laurowych kochanków w tył. Wykazuje się on, co lekko zastanawia, znajomością języków obcych, jest obeznany w wielu sprawach.

Początek powieści, w niektórych momentach okazuje się irytujący, mam jednak wrażenie, że wynika to z nieprzyzwyczajenia do takiej wizji świata. Zachowanie Albrechta i jego popędy najczęściej wywołują na naszej twarzy uśmiech, są jednak momenty, w których było, sam nie wiem czemu, dziwnie niezręcznie. Warto zwrócić uwagę na dialogi, które bogate w ironie i humor raz po raz wywołują na twarzy czytelnika uśmiech. Ponadto są one często urozmaicone w cytaty obcojęzyczne, często łacińskie, stosowne do danej sytuacji.

Biorąc pod uwagę to, że „Strzeż się psa” to powieść kryminalna, na pierwszym miejscu powinno być zaciekawienie zagadkami i morderstwami. Te jednak znajdują się jakby gdzieś z boku, a czytelnik bardziej interesuje się samymi bohaterami niż zabójstwem. Właśnie to jest minus powieści, bowiem choć całość wciąga niesamowicie, to sama sprawa okrutnych morderstw już jakoś mniej.

Nowa książka Izabeli Szolc jest bardzo dobrą propozycją na chłodny wieczór spędzony z ciepłą herbatą w fotelu. Warto przeczytać, zobaczyć świat oczami psa i przy okazji zastanowić się nad stosunkami człowieka ze swym „najlepszym przyjacielem”. Bez żadnych wyrzutów sumienia oceniam tę książkę na 4/5, bowiem czas spędzony na jej czytanie uważam za bardzo dobrze zagospodarowany.

 Za możliwość zrecenzowania tej książki bardzo gorąco dziękuję Wydawnictwu Oficynka.
Baza recenzji Syndykatu ZwB

poniedziałek, 17 października 2011

Katarzyna Rogińska - Jeśli czegoś pragnę

Jeśli czegoś pragnę
Katarzyna Rogińska
Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Liczba stron: 216


Jeśli chodzi o twórczość świetnej polskiej autorki, jaką jest Katarzyna Rogińska, to w swej dotychczasowej przygodzie z literaturą miałem okazję przeczytać tylko jedną jej książkę, jaką jest „Wieża Sokoła”. Po jej lekturze stwierdziłem, że bardzo dobrym pomysłem jest zgłębienie pozostałych powieści autorki. Gdy więc nadarzyła się okazja, by przeczytać „Jeśli czegoś pragnę”, wcześniejszy niż „Wieża Sokoła” utwór, bez wahania się zgodziłem. Efekt tej decyzji? Poznanie kolejnej ciekawej i wciągającej powieści polskiej autorki.

W wielu podgdańskich domach pomocy społecznej dla umysłowo chorych odnotowuje się diametralny wzrost zgonów z powodu niewydolności krążeniowej. Grażyna Król i sierżant Szolc rozpoczynają prywatne śledztwo odnośnie tej sprawy. W tym samym czasie małżeństwo Iwony i Franciszka boryka się z bardzo wielkim problemem jakim jest niemożność spłodzenia dziecka mimo usilnych starań. Para próbuje praktycznie wszystkiego, w desperacji wyszukując coraz to nowszych sposobów. W końcu jednak trafia na tajemniczy sposób, w którym w zamian za dziecko trzeba poświęcić innego człowieka. Czy Iwona poświęci czyjąś duszę dla dobra swego małżeństwa, czy biegłej Grażynie Król uda się rozwikłać tajemnice notorycznych zgonów, i w końcu, jaki związek ma ze sobą organizacja pomagająca niemogącym zajść w ciąże ze zgonami w DPSach?

Szczerze mówiąc początek powieści czyli powoli rozwijająca się opowieść o próbach i starania zajścia w ciążę, jak i sam opis małżeństwa Iwony i Franciszka okazały się dla mnie lekko nużące. Nie miałem pojęcia jaki ma ten opis małżeństwa związek ze wszystkimi śmierciami jakie miały miejsce w Domach Pomocy. Na szczęście, cierpliwość okazała się w tym przypadku bardzo dobra, już po jakimś czasie było mniej więcej wiadomo o co chodzi.
Bardzo pomocne i przy okazji ciekawe okazało się tutaj śledztwo prowadzone właśnie przez Grażynę Król i sierżanta Szolca, którzy na własną rękę szukają rozwiązania tej zagadki.
Trudno natomiast byłoby mi powiedzieć kto tak właściwie był w powieści na pierwszym planie, czy była to Iwona, czy właśnie biegła Król.

Interesującym aspektem powieści są jej bohaterowie, poza głównymi bohaterami spotkać można tu zakochaną we Franciszku Annę, czy też „doktorów”, którzy chcą pomóc Iwonie. Jednak najbardziej intrygującą postacią jest ktoś, o kim nie wiemy praktycznie nic, tylko to, że lubi znęcać się psychicznie i fizycznie na zwierzętach i ludziach. Tajemniczość owiewająca tą osobę dodaje klimatu książce. Bardzo dobrze autorka przedstawiła całą organizacje, sektę czy też jak kto woli grupę oszustów, naciągających zdesperowane kobiety i wyłudzających od nich pieniądze.

Ta powieść to świetny przykład niezwykłego stylu pisania Pani Katarzyny Rogińskiej. W żadnym wypadku nie boi się ona użyć wulgarnego słownictwa, w treści jej książek często spotkamy brutalność i okrucieństwo. Jak można się domyślić, automatycznie sprawia to, że lektura ta nie byłaby zbyt dobra dla osób bardzo wrażliwych. Trzeba jednak dodać, że cały klimat opiera się właśnie na tych momentach, w których czytelnikowi aż włos się jeży.

„Jeśli czegoś pragnę” była drugą książką autorki, jaką przeczytałem. Była to kolejna świetna przygoda, wypełniona intrygą i ciekawością. Żałuję jednak, że nie czytałem ich według kolejności, teraz bowiem wiem, że bohaterowie z tej powieści występują również w „Wieży Sokoła”, i prawdopodobnie zrozumiałbym tam więcej wątków, gdybym wcześniej sięgnął po „Jeśli czegoś pragnę”. Nie zrażam się jednak tym i czekam na kolejne książki autorki, bowiem jej twórczość mnie zainteresowała.

Za możliwość zrecenzowania tej powieści gorąco dziękuję serwisowi Zbrodnia w Bibliotece.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

sobota, 15 października 2011

Nieobecności, zaległości

Jak pewnie już wszyscy zauważyli, nie publikowałem nic spory szmat czasu. Wydaje mi się, że należy się tu sprostowanie. Blog cały czas istnieje, blogger natomiast ledwo co, złapał mnie jakiś dołek który w połączeniu z nawałem nauki sprawia, że bardzo mało czytam, i jeszcze mniej piszę. Recenzje pojawiać się będą aczkolwiek raczej nieregularnie, mam nadzieję, że nie straciłem waszego zainteresowania. Humor chyba się poprawił bo zacząłem pisać, czytam jeszcze "Strzeż się psa" i częściowo "Dziady" Mickiewicza. Tak więc przepraszam, postaram się przełamać i czytać więcej :)
Jeśli przypomni mi się coś o czym zapomniałem, to dopiszę później.

środa, 28 września 2011

Piotr Pochuro i inni - Ciężar decyzji

Ciężar decyzji
Piotr Pochuro i inni
Oficyna Wydawnicza Branta
Liczba stron: 212



Często czytamy literaturę mówiącą o bohaterach. Najczęściej o tych sławnych, którzy w pojedynkę zmagają się z całym światem, albo o tych którzy wynaleźli lub zrobili coś dla ludzkości. Rzadko natomiast spotyka się książki o tak zwanych cichych bohaterach, którzy po prostu wykonują swoją pracę, często ratując tym czyjeś życie. Powieść, a właściwie zbiór opowiadań autorstwa Piotra Pochury i kilku innych pisarzy Pt. „Ciężar Decyzji” w pewnym sensie zalicza się do tych rzadszych, bowiem w większości opowiada ona o losach policjantów, czyli tych, którzy codziennie narażają swoje życie i zdrowie.

Niemożliwością jest w tym wypadku opisać treść książki w jednym czy dwóch zdaniach. Każde opowiadanie jest inne i oryginalne. Jako, że na okładce napisane jest: Gliniarskie opowieści, spodziewać można się tylko i wyłącznie policyjnych opowiadań. Jednak oprócz nich, mamy jeszcze kilka niezwiązanych z policją, co jednak wcale nie oznacza, że są gorsze. Jednym z takich opowiadań jest „Delegacja” Krzysztofa Sowika, która szczególnie zapadła mi w pamięć. Ta powieść jest dobrą drogą do obalenia całkiem niezrozumiałego skojarzenia policjanta z samymi złymi rzeczami. Warto przeczytać i  przekonać się, że policjant to też człowiek, że wbrew powszechnej opinii, jest po to by pomagać.

Wśród tych klimatycznych opowiadań nie ma żadnych wyjątków, które byłyby nudne, wszystkie czyta się z równie wielką gorliwością i zaciekawieniem a nieoczekiwane zwroty akcji często sprawiają, że wręcz nie można się oderwać dopóty, dopóki się nie skończy całego opowiadania.
Jeszcze bardziej potęgują to zabawne dialogi, sytuacje a nawet całe opowiadania. Tak na przykład mnie podczas czytania „Jak Kuba Marynarz rodaków wyświęcał” Adama Rapickiego, często na twarzy pojawiał się uśmiech połączony z nutą lekkiego niedowierzania.
Przedstawione są tu dylematy moralne, które same w sobie skłaniają czytelnika do myślenia. Czy podczas akcji policjant, wiedząc, że może stracić życie powinien je ryzykować by uratować cudze? Jak powinno się postępować z informatorami, kryć ich czy aresztować?

O tym, że autorzy mają pojęcie o tym co piszą przekonuje nas sam Piotr Pochuro w przedmowie. Po tym kilkustronnym wstępie bez wątpliwości uwierzyłem, że Ci ludzie w jakikolwiek sposób związani z policją nie będą przedstawiać wyssanych z palca, niemożliwych historii. Wszystko co tu opisane mogłoby się wydarzyć lub już się wydarzyło, no może z przymrużeniem oka w przypadku „Doktora Barta”. Znajomość tematu przejawia się w dobrze opisanej codziennej pracy policji, ich problemach i zmaganiach, chociażby z ograniczającą ich biurokracją.
Nie wydaje mi się by autorzy tych ciekawych opowiadań byli dobrze znani, a zdecydowanie powinni być, bowiem ich teksty są na wysokim poziomie.

„Ciężar decyzji” to zbiór 11 wciągających opowiadań, które bez wątpienia są warte tego, by po nie sięgnąć. Warto choć na jeden dzień przenieść się w ten trudny, policyjny świat, wypełniony stresem i niebezpieczeństwami, zagadkami i dylematami. Bez wyrzutów sumienia mogę stwierdzić, że autorzy wykonali kawał dobrej roboty. Polecam więc, bo czas spędzony z tą powieścią na pewno nie będzie stracony.

Za możliwość zrecenzowania tej powieści gorąco dziękuję serwisowi Zbrodnia w Bibliotece.



Baza recenzji Syndykatu ZwB

niedziela, 25 września 2011

Ben Mezrich - Miliarderzy z przypadku | Minirecenzja

Milarderzy z przypadku
Ben Mezrich
Wydawnictwo WAB
Liczba stron: 320


W obecnych czasach praktycznie nie ma ludzi, którzy mając dostęp do Internetu nie słyszeliby o serwisie społecznościowym jakim jest Facebook. Internauci spędzają całe dnie czytając wpisy na tablicach innych, wymieniając się zdjęciami i linkami czy też rozmawiając ze sobą. Jednak niewiele z nich tak naprawdę wie, w jaki sposób powstała strona na której przeglądaniu spędzają większość swego wolnego czasu. To właśnie historię powstania facebooka przedstawiają „Miliarderzy z przypadku”, powieść autorstwa Bena Mezricha.

Mieszkającego na Harvardzie studenta, Marka Zuckerberga uznawano za wyrzutka, odizolowanego człowieka, który zawsze wolał stać z boku. Nie był jak reszta studentów, nie spotykał się ze znajomymi, nie imprezował, wolał spędzać czas na programowaniu w zaciszu swego pokoju. I to właśnie w tym miejscu powstał legendarny thefacebook.com, później zmieniony na Facebook, portal początkowo zrzeszający studentów Harvardu a w późniejszym czasie również innych szkół. „Miliarderzy z przypadku” to, jak napisano na okładce opowieść o seksie, pieniądzach, geniuszu i zdradzie.

Co niektórzy już na pewno zauważyli, jest to jak najbardziej historia prawdziwa. Co prawda w niektórych sytuacjach nie jest pewne czy właśnie tak postępowali lub mówili bohaterowie, jednak podkreśla to sam autor na początku książki i jest to zrozumiałe biorąc pod uwagę to, że Mezrich nie był świadkiem wydarzeń. Pozbierał on je i przedstawił czytelnikom w postaci ciekawej i wciągającej powieści. Właśnie to jest najlepsze, nie ma tu suchych faktów, jak to czasami bywa w powieściach biograficznych, jest natomiast historia młodego ekscentrycznego chłopaka, który programując w akademickim pokoju w pewnym sensie podbił świat. Język powieści jest zrozumiały i nie sprawia żadnych problemów, co jest ważne biorąc pod uwagę także techniczne zwroty i określenia.

Ta powieść autorstwa Bena Mezricha, jest świetnym sposobem, by poznać historię serwisu jakim jest Facebook, a przy tym przeżyć ciekawą przygodę, bo przecież czyta się ją szybko i wciąga niesamowicie. Zachęcającym faktem co do sięgnięcia po „Miliarderów z przypadku” jest to, że książka została zekranizowana, a film „Social Network” oparty na niej został doceniony i zebrał wiele prestiżowych nagród, w tym 3 Oscary. Polecam


Jak ktoś może zobaczył, jest to minirecenzja, długo się za nią zabierałem ale wkońcu się udało. Coraz mniej czytam, doszły lektury i znów wzmożona praca remontowa, tym razem jest to robienie ogrzewania centralnego, od początku :)
Pozdrawiam wciąż odwiedzających :)

piątek, 16 września 2011

Weseliskoo

Jak to tytuł wskazuję :) udaje się w weekend na wesele, a już za kilka godzin na stłuczki. Tak więc przez te kolejne dni nie ukaże się nic(chociaż to właściwie nie nowość). Może po powrocie obaczymy recenzje Miliarderów z przypadku? Kto wie ;)

poniedziałek, 12 września 2011

Piotr Rowicki - Fatum

Fatum
Piotr Rowicki
Wydawnictwo Oficynka
Liczba stron: 240


Podczas swej dotychczasowej przygody z literaturą często spotykałem się ze zbiorami opowiadań. Bez względu na to czy były to polskie antologie, czy też zbiory pisarzy takich jak Stephen King, nigdy jeszcze nie zdarzyło się, bym czytał każde opowiadanie z równie wielkim zainteresowaniem, jak podczas lektury „Fatum” Piotra Rowickiego, z wykształcenia historyka, z zamiłowania prozaika i autora kryminałów oraz wielu książek dla dzieci.

Czy człowiek, którego dorobek to w części książki dla dzieci jest w stanie napisać mroczną i wciągająca historię kryminalną? Okazuje się, że może i to nie jedną a dziesięć, bo właśnie tyle opowiadań liczy sobie „Fatum”. Wszystko dzieje się w Gdańsku, mieście nad Motławą, skrywającym jak się okazuje wiele tajemnic. Kręci się tu wiele morderców, tych zabijających z miłości jak i tych, którymi włada żądza zemsty. Znajdą się też ludzie, którzy za wszelką cenę chcą rozwiązać zagadkę utraty kogoś bliskiego. Przeżyjemy przygodę wraz z Czerwonym Kapturkiem,  przyjdzie nam stanąć twarzą w twarz z wampirami, spróbujemy rozwikłać zagadkę tego co łączy pomarańcze ze śmiercią kilku osób. A wszystko to w Gdańsku,  w Gdańsku jakiego nie znacie…

Jak to już wspominałem na wstępie, po raz pierwszy zdarzyło mi się, żeby wszystkie opowiadania były na równym i dość wysokim poziomie. I choć niektóre na początku wydają się nieciekawe, po kilku stronach jesteśmy już maksymalnie wciągnięci. Nie ma sytuacji, w której przedzieramy się przez tekst wyczekując jego końca, od razu widać, że autor jest bardzo pomysłowy, bowiem każda opowieść jest inna, zaskakująca i oryginalna. I choć „Fatum” zaliczane jest raczej do zbioru opowiadań kryminalnych lub grozy, to nie da się ukryć, że Pan Rowicki często wywołuje na naszej twarzy uśmiech, czy to sytuacją czy zabawnymi dialogami.

Wszystkie opowiadania łączy miejsce akcji, bowiem niezależnie od czasu, zawsze jest to Gdańsk, i może mieć to dodatkową wartość, jeśli czytelnik pochodzi właśnie stamtąd. Ja jednak wywodząc się z innego regionu, momentami czułem się zdezorientowany, gdy przed moimi oczyma jawiły się nazwy ulic lub innych miejsc. Pomimo względnie małego obszaru na którym wszystko się dzieje, nie odczuwa się tu żadnego ograniczenia, ani niczego podobnego. Kolejnym atutem powieści są jej bohaterowie, dobrze opisani, zarówno Ci, którym śmierć drugiego człowieka nie jest obca, jak i Ci, którzy ze stratą kogoś spotykają się pierwszy raz. Autor świetnie się spisał tworząc te niesamowite postaci.

Bardzo sprawnie użyto tutaj archaizmów, które w przypadku niektórych opowiadań oddają klimat tamtych lat nie sprawiając problemów ze zrozumieniem tekstu. Jak to przypada kryminałom, oraz literaturze grozy, powinniśmy mieć dużo strasznych momentów. Tych jednak nie było wiele, więc przestraszyć się tu raczej trudno. Niestety momentami, mimo obecnych tu archaizmów nie byłem pewien czy akcja toczy się we współczesnym Gdańsku czy może w tym z XVII wieku.

„Fatum” Piotra Rowickiego, jest jedną z lepszych książek jakie ostatnio czytałem, te dziesięć niesamowitych i zaskakujących historii zdecydowanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto było poświęcić swój czas na ich lekturę. Jest to kolejna już polska powieść, która mnie nie zawiodła więc serdecznie polecam, by po nią sięgnąć i przekonać się, że literatura polska nie gryzie a swym poziomem dorównuje a nawet przewyższa tą zagraniczną. Polecam

 Za możliwość zrecenzowania tej książki bardzo gorąco dziękuję Wydawnictwu Oficynka.
Baza recenzji Syndykatu ZwB


czwartek, 8 września 2011

Kryzys

Jak w temacie, kryzys nadszedł. Czytam sobie "Fatum" Piotra Rowickiego, właściwie to powinna być już recenzja do "Miliarderów z przypadku" ale nie ma weny.. Szkoła się zaczęła, jakoś ponury nastrój jest, i bardzo mało czytam chwilowo. Recenzje "Fatum" napiszę na pewno i mam nadzieję, że w miarę szybko to będzie, bo już się zakurzył ten blog :)
Pozdrawiam tych co tu jeszcze czasami wchodzą :)

czwartek, 1 września 2011

Podsumowanie sierpnia

Nadszedł wrzesień, ciężki miesiąc biorąc pod uwagę szkołę i liczbę imprez. Pożegnaliśmy jednak sierpień, o którym słów kilka trzeba powiedzieć :)

W ankiecie na książkę lipca wygrała Gears of War: Pola Aspho. Już teraz zapraszam do kolejnej ankiety, widocznej za chwilę :)

Przeczytałem tylko 4 książki co daje łącznie 1357 stron. Zdaję sobie sprawę z tego, że to mało ale mówi się trudno, remonty męczą :)

 Najlepsza książka sierpnia to chyba Operacja Przystań Charona, najsłabsza - niestety Szamanka od Umarlaków


Książki do recenzji - 2/3 (sam nie wiem)
Książki wygrane - 1
Biedny miesiąc, mało przybyło :)

Pochwalić mogę się tym, że obejrzałem serial Pacyfik oraz Walking Dead :)

Tymczasem, najbliższa recenzja to Miliarderzy z przypadku, okładka widoczna na prawo :)

Pozdrawiam wszystkich, dla których 1 września, przez szkołę, jest dniem dołującym

Ps. Zaktualizowali bloggera, całkiem ładnie :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Martyna Raduchowska - Szamanka od umarlaków | Opowieść o pechowym medium

Szamanka od umarlaków
Martyna Raduchowska
Fabryka Słów
Liczba stron: 384


Duchy, szamanka, banshee, demony, seanse spirytystyczne, opętania, egzorcyzmy, wychodzenie poza ciało. Gdy mowa o takich rzeczach, specyficznych trzeba przyznać, myśli się o horrorach, po których nie można spokojnie spać. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy ujrzałem te elementy w powieści, która na pierwszy rzut oka wydaje się być przyjemną książką, w żadnym wypadku nie przypominającą horroru. Mowa tu o „Szamance od Umarlaków” autorstwa Martyny Raduchowskiej, wrocławianki, której opowiadania można przeczytać w antologiach „Nawiedziny” oraz „Kochali się, że strach”.

Ida Brzezińska należy do czarodziejskiej rodziny, od wieków pałającej się magią, w której każdy ma jakieś zdolności. Dziewczyna jednak, nie wyczuwając u Siebie żadnych talentów, chce odciąć się od rodziny i żyć jak normalny człowiek: studiować, pracować, bawić się. I może byłoby to możliwe, gdyby nie jeden malutki szczegół: Ida widzi duchy a jej sny przepowiadają śmierć. Z przymusu trafia do ciotki, by uczyć się zawodu medium, a gdy mentorka odchodzi w zaświaty, dziewczyna, będąc zdana tylko i wyłącznie na siebie rozpoczyna najeżone trudnościami i niebezpieczeństwami życie szamanki od umarlaków.

„Szamanka…” odznacza się wciągającą, oryginalną aczkolwiek niezbyt złożoną fabułą, po brzegi wypełnioną ciekawymi aspektami fantastycznymi, których na próżno szukać w innych powieściach tego typu. Ida podczas swej przygody co chwile wpada w jakieś tarapaty, sprawiając, że czytelnik momentami nie może się oderwać. Są jednak elementy, które zniechęcają a obok, których przejść obojętnie nie można.

Główna bohaterka, Ida, jest miłą i przyjemną osobą, której przyszło zmierzyć się z czymś zupełnie nowym i trudnym, więc jej historia powinna w pewien sposób czytelnika do niej przybliżać. Ja jednak nie mogłem się do niej przekonać, często swym zachowaniem irytowała mnie i odpychała. Miałem też dziwne wrażenie, że autorka chce ponad wszystko, momentami przesadnie pokazać jak bardzo niezrozumiałe i nowe jest dla Idy bycie medium. 

Zupełnie czymś innym było natomiast obcowanie z ciotką bohaterki, Teklą. Ta, choć była bardzo wredna i opryskliwa, swym zachowaniem oraz wypowiedziami ociekającymi sarkazmem, wywoływała uśmiech na twarzy. Widać też, że często kpiąc i żartując z Idy, tak naprawdę przywiązała się do młodej medium i  chciała jej przekazać wiedzę niezbędną do przetrwania

Zarówno do interesującego stylu pisania autorki jak i zrozumiałego w odbiorze języka powieści nie mam prawie żadnych zastrzeżeń. Mieszane uczucia wywoływały u mnie zwroty typu: „rzucili jakimś hokusem-pokusem” lub „czarem- marem”. Chyba wolałbym już konkretne nazwy, być może brzmiące głupio ale i tak lepiej niż w/w. Dziwne wydało mi się także potraktowanie Pecha osobowo. Przedstawiony jest tutaj jako coś lub ktoś kto czyha na Idę i robi wszystko by uprzykrzyć jej już i tak ciężkie życie. Mam wrażenie, że bez wstawek o Pechu, książka byłaby równie dobra, kto wie czy nie lepsza.

„Szamanka od Umarlaków” nie jest być może arcydziełem fantastyki aczkolwiek warto poświęcić czas na jej przeczytanie. Jest lekką lecz mocno wciągająca powieścią urzekającą nowymi rozwiązaniami, jednak nie jest pozbawiona wad. Stąd moja ocena to tylko 3/5.

piątek, 26 sierpnia 2011

Colin Dexter - Świat ciszy Nicholasa Quinna

Świat ciszy Nicholasa Quinna
Colin Dexter
Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Liczba stron: 277


Do tej pory miałem możliwość poznania tylko kilku detektywów, których dokonania były i są  opisywane na stronach kolejnych powieści kryminalnych. Herkules Poirot i Panna Marple z książek Agathy Christie, Martin Beck stworzony przez skandynawski duet Per i Wahloo oraz kilku mniej znanych, polskich i zagranicznych. Jakże się więc ucieszyłem, mogąc poznać kolejnego bohatera zawodowo rozwiązującego zagadki kryminalne. Osoba, o której mówię, to Inspektor Morse, główny bohater „Świata ciszy Nicholasa Quinna” Colina Dextera. Jest to wielokrotnie nagradzany autor 13 powieści o inspektorze Morsie. I choć jest to moje pierwsze spotkanie z nim, mam nadzieję, że jeszcze będzie mi dane przeczytać którąś z książek tego cyklu.

W budynku Konsorcjum Egzaminów Zagranicznych, na terenie Oksfordu, zostaje popełnione morderstwo. Zmarłym okazuje się tytułowy Nicholas Quinn, prawie całkiem głuchy pracownik Konsorcjum, zatrudniony 3 miesiące wcześniej, mieszkający samotnie i pozornie nie mający wrogów. Jako pierwsi, podejrzani zostają ludzie pracujący na co dzień  z denatem: urzekająca panna Height, jej kochanek Martin, tajemniczy Ogleby oraz sekretarz Bartlett. Dowodów ani poszlak nie ma prawie wcale, jednak prowadzący sprawę inspektor Morse, wraz z sierżantem Lewisem nie poddają się. Kto z wymienionej czwórki popełnił tą zbrodnię, jaki miał motyw i czy Quinn jest jedynym zamordowanym? Chcąc znać odpowiedź na te pytania, trzeba tylko sięgnąć po tą powieść i wraz z Morsem zagłębić się w tajniki śledztwa.

Książka podzielona jest na 4 rozdziały, z których każdy wyjaśnia jedno z ważnych pytań dotyczących śledztwa: Dlaczego? Kiedy? W jaki sposób? Kto? A przynajmniej w założeniu tak miało być, bo w rzeczywistości do końca nie wiadomo dokładnie kiedy i dlaczego zabito Quinna. Jest to jednak zrozumiałe gdy weźmie się pod uwagę, jak bardzo skomplikowaną intrygę uknuł tutaj autor. Mnóstwo tu poszlak, które okazują się ślepymi zaułkami, dowodów, które albo z czasem tracą swoje znaczenie albo miały zmylić detektywa. Najważniejsze jednak jest to, że mimo wszystko nie ma możliwości by zagubić się w fabule a wszystko jest dobrze i zrozumiale wyjaśnione.

Mogę z całą pewnością zapewnić, że nawet najbardziej zagorzały fan kryminałów, nie wpadnie na rozwiązanie tej zagadki, dopóty, dopóki nie zrobi tego Inspektor Morse. Wiąże się z tym to, że autor podając często szczątkowe informacje, uniemożliwia czytelnikowi wysnucie własnych domysłów lub podejrzeń, i zmusza go by skupić się na głównodowodzącym sprawą. Zauważyłem także lekko irytującą skłonność autora, do kończenia, a wręcz ucinania wielokropkiem zdań , które w jakikolwiek mogłyby nakierować czytelnika na trop zbrodniarza.

Bardzo ciekawie Colin Dexter wykreował dwójkę głównych bohaterów, którzy znając siebie i swoje zwyczaje, uzupełniają się i tworzą bardzo dobraną parę. Inspektor Morse, miłośnik piwa, krzyżówek i nagości oraz bardzo skrupulatny i uprzejmy sierżant Lewis od razu przypadają czytelnikowi do gustu. Ponadto widać tu, że detektyw, to człowiek jak każdy inny i ulega też naturalnym ludzkim odruchom.
Objawia się on jednak niebywałą inteligencją i gdy oddawał się rozmyślaniu nad sprawą, przypominał mi Herkulesa Poirot, twierdzącego, że każdą zagadkę da się rozwiązać siadając spokojnie w fotelu i rozmyślając nad nią. Czasami jednak miałem wrażenie, zapewne z  powodu niedoinformowania, że wysnuwa niektóre wnioski całkiem bezpodstawnie, lub kierując się wyłącznie intuicją.

„Świat ciszy Nicholasa Quinna” to zdecydowanie dobry kryminał na czytanie którego warto poświęcić swój czas. Mimo kilku niedoskonałości wciąż pozostaje mocno wciągająca powieścią, która swą szeroko zakrojoną intrygą na pewno zaskoczy każdego. Bez wątpliwości godna polecenia.

Za możliwość zrecenzowania tej książki bardzo gorąco dziękuję serwisowi Zbrodnia w Bibliotece.


Baza recenzji Syndykatu ZwB

środa, 24 sierpnia 2011

Jack Du Brul - Operacja Przystań Charona

Operacja Przystań Charona
Jack Du Brul
Wydawnictwo Amber
Liczba stron: 400



Z dorobkiem literackim amerykańskiego autora powieści sensacyjno- przygodowych jakim jest Clive Cussler zaznajomionych jest bardzo dużo ludzi, zarówno miłośników tego gatunku jak i tych, którzy sięgają po niego od czasu do czasu. I choć mi nie było jeszcze pisane by coś jego autorstwa przeczytać, to w ostatnim tygodniu miałem okazję przeczytać powieść Jacka Du Brula, współautora 6 bestsellerów Clive Cusslera, jaką jest „Operacja „Przystań Charona””. Jest to druga, po „Operacji „Kuźnia Wulkana”” część cyklu opowiadającego o przygodach i dokonaniach Phillipa Mercera, amerykańskiego geologa.

USA. Czasy teraźniejsze. Prezydent Stanów Zjednoczonych, postanawia poprzez sięgnięcie po złoża ropy na Alasce, uniezależnić swój kraj od zagranicznych dostaw tego surowca. Jednak kraje, z których dotychczas importowano ropę, czując się zagrożone, zrobią wszystko by, plan ten się nie powiódł. Z pomocą krajom Bliskiego Wschodu nadchodzi były agent KGB, dysponujący ukradzionymi planami operacji, opracowanymi przed laty przez Związek Radziecki. Planami, które mogą zmienić bieg historii. Jednak ani zagrożone kraje, ani Iwan Kerikow,agent KGB nie wzięli pod uwagę tego, że ktoś może im przeszkodzić. Ktoś taki jak Phillip Mercer, mający już wcześniej do czynienia z Kerikowem.

To co wyłania się na pierwszy plan i co jest najważniejszą rzeczą , to szeroko zakrojona intryga obejmująca nie jedno miasto, nie jeden kraj, a rząd kilku krajów, które bezwzględnie dążą po trupach do celu. Jest to niesamowicie złożony spisek, w którym zniszczenie całego ekosystemu Alaski poprzez zalanie ropą okazuje się tylko błahostką, i przykrywką do bardziej przewrotnych wydarzeń. W grę wchodzi nie tylko istnienie roślin, zwierząt i pięknych krajobrazów, lecz także życie wielu ludzi, oraz suwerenność niektórych krajów.
Kolejnym ważnym punktem, jest przygotowanie autora. Czytając „Operacje „Przystań Charona”” od razu widzi się, że ma niezbędną wiedzę dotyczącą maszyn takich jak supertankowce, statki czy helikoptery. Często w książkach występują tylko skrzętnie podawane informacje, natomiast w przypadku tej powieści nie doświadcza się tego.

Bohaterowie są bardzo dobrze i ciekawie stworzeni, zarówno Ci chcący ratować Alaskę, jak i Ci, którzy pragną jej zniszczenia. Nie ma się tego wrażenia, że są sztuczni, papierowi czy  wprowadzani do akcji na siłę. Po prostu są na swoim miejscu. Jednak tutaj pojawia się pewien szkopuł. Mianowicie, główny bohater jakim jest Phillip Mercer okazuje się praktycznie nieśmiertelny i ani katastrofy lotnicze, ani kule czy też wybuchające statki nie są w stanie mu przeszkodzić. Po prostu, napędzany adrenaliną dąży przed Siebie, samemu walcząc z całą masą przeciwników.
Również główny antybohater, Iwan Kerikow świetnie unika śmierci i w niewyjaśnionych okolicznościach wychodzi cało z wybuchu, wcześniej będąc postrzelonym, pływając w lodowatej wodzie, by zapewne pojawić się w kolejnej części.

Wbrew pozorom, książka nie jest naszpikowana technicznymi pojęciami związanymi z często pojawiającymi się maszynami. Naszpikowany zabawnymi dialogami język jest prosty w odbiorze, nie sprawia żadnych problemów. Nie przypominam Sobie również, bym widział jakieś znaczące błędy. Mamy tu jednak do czynienia z bardzo małą czcionką sprawiającą, że pozornie mało, ponad 400 stron czyta się zdecydowanie dłużej, niż powinno i często jest to męczące.

Jack Du Brul stworzył niesamowicie wciągającą powieść, która pomimo kilku wad zapewnia rozrywkę na kilka długich wieczorów. Bardzo ciekawie zakrojona intryga oraz świetnie wykreowani bohaterowie, są bardzo dobrą zachętą by sięgnąć, po „Operacje „Przystań Charona”. Jeśli jednak istnieje taka możliwość, proponuję przeczytać najpierw pierwszą część cyklu, czyli „Operacje „Kuźnia Wulkana”, bo choć praktycznie nie są one powiązane, to na pewno będzie przyjemnie. Bardzo gorąco polecam.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Powrót

Po tygodniu przebywania na wsi wracam i postaram się w miarę możliwości zaglądać na blogi. Chociaż z tym jest różnie u mnie to spróbuję :) Mam nadzieje że zdążę napisać recenzje, bo za jakiś czas mają się zacząć roboty u mnie w domu,  a wtedy już będę potrzebny.
Miło być znów z dostępem do waszych blogów. :)

wtorek, 9 sierpnia 2011

Katarzyna Rogińska - Wieża Sokoła

Wieża Sokoła
Katarzyna Rogińska
Wydawnictwo Oficynka
Liczba stron: 296



Idąc ulicą każdego pogodnego dnia, ani razu nie przejdzie nam przez myśl, że nieznajomy którego właśnie minęliśmy może być gwałcicielem lub mordercą, o którym nikt nie ma pojęcia, lub, że w domu, obok którego przeszliśmy obojętnie ktoś przetrzymuje i krzywdzi człowieka. O takich rzeczach się nie myśli. No, chyba, że jest się świeżo po lekturze „Wieży Sokoła”, zapierającego dech w piersiach thrillera Katarzyny Rogińskiej, autorki licznych opowiadań oraz powieści „Jeśli czegoś pragnę”, wydanego pod koniec maja 2011 r. przez Wydawnictwo Oficynka.

Piękna i młoda Dymitra od zawsze miała wszystko na wyciągnięcie ręki. Nigdy nie musiała kalać się pracą fizyczną. Dopiero gdy po dyskusjach z przyjaciółmi anarchistami zaczęła olewać egzaminy, ojciec wysłał ją do pracy w pensjonacie w Santorini. Ciężka praca zdecydowanie nie jest dla wszystkich, a tym bardziej dla dziewcząt takich jak Dymitra, więc gdy nadarza się okazja by nie tylko wyrwać się z pensjonatu, ale także zwiedzić inny kraj i zakochać się w przystojnym polskim lekarzu imieniem Edward, młoda Greczynka od razu się zgadza. Wyrusza więc do Polski, by pomóc utrzymywać porządek w domu zamieszkiwanym przez Edwarda, jego matkę oraz ubezwłasnowolnioną, ciężko chorą żonę. Niestety, dziewczyna nie przeczuwając niczego złego, nikomu nie podaje adresu ani nazwiska ludzi, u których będzie mieszkać a jedyny kontakt z rodziną to cotygodniowe połączenie telefoniczne. Jednak po jakimś czasie telefony ustają, a ślad po Dymitrze ginie…

Autorka zgrabnie podzieliła książkę na trzy ściśle ze sobą powiązane części nazwane kolejno: Dymitra, Potwór oraz Kociara, które opowiadają historię odpowiedniego, tytułowego bohatera. Pierwsza i druga część wywołują swego rodzaju paradoks. Często z powodu ukazanego okrucieństwa, brutalności i wulgarności czytelnik ma ochotę odrzucić na chwilę książkę, jednak nie może tego zrobić i ulegając ciekawości brnie dalej w lekturę, by dowiedzieć się co stało się dalej. Tak, „Wieża Sokoła” zdecydowanie wciąga, a człowiek czytając ją, nie może uwierzyć, że takie rzeczy mogą dziać się naprawdę .
Trzecia część natomiast może stanowić nie małe zaskoczenie. Oto nagle więziona Dymitra odchodzi na drugi plan, a na scenę wychodzi starsza kobieta, mająca obsesję na punkcie kotów, i z tymi stworzeniami rozmawiająca. Szczerze mówiąc, przez jakiś czas nie miałem pojęcia co ma owa Kociara wspólnego z tragedią opisaną na poprzednich stronach powieści. Na szczęście z biegiem czasu pojawia się coraz więcej faktów łączących obie historie i od przygód oraz dochodzeń  Kociary nie można się oderwać.

Kolejnym małym paradoksem są bohaterowie. Wszyscy są bardzo dobrze wykreowani, nie wydają się sztuczni a doświadczenie autorki, która ukończyła psychologię na Uniwersytecie Gdańskim jest tutaj bardzo dobrze widoczne, zarówno jeśli chodzi o umysł ofiary, jak i chorego oprawcy, z pozoru wyglądającego na porządnego człowieka. Problemem jednak okazuje się to, że żadnego z bohaterów nie da się tak naprawdę polubić. Edward oraz jego matka, jako czarne charaktery, odpadają na pierwszy ogień. Dymitry, rozpieszczonej nastolatki działającej pod wpływem emocji bez zważania na konsekwencje, nawet pomimo tragedii nie da się polubić. Dopiero zagadkowa Kociara okazuje się kimś w miarę przyjemnym, jednak momentami odtrąca czytelnika.

„Wieża Sokoła” na pewno nie jest lekturą dla każdego, jeśli jesteś wrażliwym człowiekiem, nie sięgaj po nią. Jeśli jednak nie lękasz się mrożącej krew w żyłach przygody, to trzeba powiedzieć, że zdecydowanie warto sięgnąć po tą powieść, dowiedzieć się co ma wspólnego Kociara z tragedią młodej Greczynki i odkryć tajemnice kryjące się w zakamarkach wielkiego domu. 

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Oficynka za co bardzo gorąco dziękuję :)
Ps. Dawno mnie nie było, trochę za sprawą remontu( nowy sufit, ściany, przebijanie ścian itp) ale mam nadzieje że z Szamanką od Umarlaków pójdzie mi szybko, i będzie czas na recenzję :)

Baza recenzji Syndykatu ZwB

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Podsumowanie lipca

Lipiec dobiegł końca, choć przebiegał pod znakiem remontu, to jakoś znalazłem czas na czytanie.
Na początek ankieta na książkę czerwca, w której góruje S. King :) Tylko 14 głosów, ale co poradzić :)
1 - S. King - Pod Kopułą
2 - S. King - Pokochała Toma Gordona

A teraz trochę o lipcu:
Przeczytałem tylko 6 książek(właściwie to 6,5 bo jestem w trakcie) z czego 5 zrecenzowałem. Daje to 2072 strony bez tych z książki przeczytanej do tej pory do połowy.

Książki do recenzji - 4

Książki wygrane - 4

W tym miesiącu nie ma żadnych słabych książek, najciekawsza jak dla mnie chyba to "Gears of War: Pola Ashpo"

Jedyna trudna książka to "Biedni Polacy patrzą na getto". Nie potrafiłem zrecenzować.

Zapraszam także do nowej ankiety, która zaraz się pojawi :)

piątek, 29 lipca 2011

Karen Traviss - Gears of War: Pola Aspho

Gears of War: Pola Aspho
Karen Traviss
Fabryka Słów
Liczba stron: 472


Będę czujny i nieustępliwy w zmaganiach z wrogami Koalicji.
Będę wierny wszystkim regułom zawartym przez Ojców Założycieli w Kanonie Octus.
Porzucę dotychczasowe życie i będę służył tak długo, jak będzie tego wymagał obowiązek.
Moja odwaga będzie niezłomna, dowodząc mojej przydatności dla Koalicji.
Od tej chwili – jestem Gearem.
Tak właśnie brzmi przysięga, którą na początku swej służby składał każdy z bohaterów  książki Karen Traviss, „Gears of War: Pola Aspho”, pierwszej części z serii Gears of War. Była korespondentka wojenna, dziennikarka i autorka wielu powieści z cyklów takich jak Star Wars czy The Wess’har Wars* po raz kolejny udowadnia czytelnikom, że ma talent do tworzenia niesamowitych historii, popularnych na całym świecie.

Po 14 latach nieustannej, codziennie zbierającej nowe ofiary walki z żądnymi krwi istotami zwanymi Szarańczą, resztka ludzkości na Planecie Sera w końcu nabiera nadziei, że zagrożenie, które pojawiło się w Dniu Wyjścia może zostać zażegnane. Po użyciu bomby lightmasowej Szarańcza pojawia się coraz rzadziej, a jej resztki są powoli rozgramiane przez Gearów, wojskowej elity z oddziału COG stworzonego do walki z wrogą rasą, od którego zależą losy całej ludzkości. Domenic „Dom” Santiago i  Marcus Fenix to dwójka z nich, będąca zarazem uczestnikami pamiętnej bitwy na Polach Aspho, w której w okolicznościach znanym tylko dwóm osobom zginął brat Doma, Carlos Santiago.

Całość książki można podzielić na dwie akcje, wykonywane przez oddział COG zarówno w  przeszłości jak i w teraźniejszości. Pierwsza, mająca miejsce podczas Wojen Wahadłowych, kilka lat przed Dniem Wyjścia, to „Operacja Niwelator” czyli wspomniana bitwa na Polach Aspho. Druga natomiast ma miejsce 16 lat po Dniu Wyjścia i jest związana bezpośrednio z  walką z Szarańczą. Obydwa wątki przeplatają się wzajemnie, co może lekko przeszkadzać, gdyż czytając o nich naprzemiennie można zgubić się w wydarzeniach. Nie jest to jednak błąd autorki, bo powoduje to, że gdy toczą się walki z szarańczą, wyjaśniane są zagadki przeszłości a oba wątki świetnie łączą się w punkcie kulminacyjnym.
Wciąż jednak mam wrażenie, że ponad 450 stron to ilość wystarczająca, by zmieścić więcej wydarzeń, niż jest ich w książce.

Największą zaletą powieści są jej niezwykli bohaterowie, bardzo dobrze wykreowani i realni na tyle na ile pozwala na to fabuła powieści. Każdy z nich jest inny od reszty a znalezienie podobnych charakterów byłoby nie lada wyzwaniem. Ponadto autorka postarała się i nie stworzyła drużyny bezmyślnych i bezwzględnych maszyn do zabijania, jakie możemy spotkać w wielu grach, filmach i książkach. Gearzy ukazani są tutaj nie tylko jako twardziele, skłonni zabić każdą Szarańczę w polu widzenia, ale także jako niosących na swych plecach ciężar walki w obronie ludzkości, targanych emocjami i wyrzutami sumienia zwykłych ludzi, którym przyszło żyć w ciężkich czasach. Bardzo urzekająca jest także wizja oddziału COG jako substytutu rodziny. Podczas gdy każda rodzina na planecie Sera straciła kogoś bliskiego, kolega z oddziału jest jedyną osobą, do której Gear może zwrócić się o pomoc lub wsparcie i właśnie ta zażyłość pomogła im przetrwać tak długo.
Bardzo ciekawie stworzeni są także Odrzuceni, ten ułamek społeczeństwa, który nie chce pomocy COG, żyje w ruinach miasta i żywi się czym popadnie. Bez nich ta książka to nie to samo.

Karen Traviss świetnie spisała się opisując sceny batalistyczne występujące w powieści bardzo często. Zarówno mniejsze potyczki z Szarańczą jak i duże zorganizowane operacje nie stanowią dla niej problemu i są bezbłędnie wykonane. Pozwala to wczuć się i wyobrazić, że jest się w środku akcji, gdzie słychać świst kul, krzyk rannych czy wybuchy granatów. Dodać trzeba, że o wszystkim czytamy również z perspektywy pól ćwiczeń czy sztabu, gdzie są przeprowadzane wszystkie przygotowania.

„Gears of War…” odznacza się również zrozumiałym i prostym w odbiorze językiem, wzbogaconym dobrze skonstruowanymi dialogami a każdy rozdział jest poprzedzony cytatem związanym z fabuła, jak przysięga koalicji na początku. Wbrew pozorom, powieść nie jest przesycona wulgaryzmami, jak można by się spodziewać po książce tego typu. Mamy tu natomiast często do czynienia z zabawnymi dialogami, wypełnionymi sarkazmem i ironią, wywołującymi twarzy czytelnika uśmiech.

Powieść Karen Traviss plasuje się w czołówce przeczytanych w ostatnim czasie pozycji. Zapewnia ona niesamowitą rozrywkę na kilka wieczorów zmuszając tym samym do przemyśleń. Nie jest to tylko krwawa sieczka jakie często można spotkać i chociaż nie da się ukryć, że o krwi, głównie Szarańczy, przeczytać można często, to ze stron tej powieści bije coś więcej, co każdy z osobna powinien odkryć. Mając nadzieję, że następna część cyklu ukaże się w Polsce, „…Pola Aspho” oceniam na 5/5 i polecam każdemu.

*Tytuły nie spolszczone

Książkę otrzymałem od serwisu nakanapie.pl za co bardzo gorąco dziękuję:)

wtorek, 26 lipca 2011

A. i S. Litwinowie - Wycieczka na tamten świat


Wycieczka na tamten świat
Anna i Sergiej Litwinowie
Wydawnictwo Oficynka
Liczba stron: 312


Zawszę uważałem, że trzeba próbować wszystkiego i przekonywać się do nowo poznanych rzeczy. Tym bardziej się ucieszyłem, gdy idąc za zasadą „Wszystkiego trzeba spróbować” dostałem szansę na pierwsze zapoznanie się z literaturą rosyjską a dokładniej kryminałem jakim jest „Wycieczka na tamten świat” autorstwa Anny i Siergieja Litwinowów. Duet ten jest rodzeństwem, które debiutowało w 1999 roku i ma w swoim dorobku ponad czterdzieści powieści. Czy za sprawą tej powieści przekonałem się do literatury rosyjskiej?

25-letnia poszukiwaczka przygód, Tatiana Sadownikowa, po kolejnym rozstaniu postanawia odreagować skacząc ze spadochronem podczas zorganizowanej wycieczki na biegun. Na tą samą wycieczkę pragnie wyruszyć także Dmitrij Połujanow, 25-letni dziennikarz szukający wielkiego tematu. Niestety ta dwójka spóźnia się na swój lot i decydując się na kolejny, nieświadomie pakuje się w tarapaty. Podczas lotu wybucha świeca dymna, samolot się rozhermetyzował a przy otworze leży nieprzytomny człowiek. Tania i Dima mający ze sobą spadochrony wylatują za nieznajomym, który osunął się w przestrzeń. Cała trójka przeżyła lądowanie, i wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że wylądowali z dala od cywilizacji a ich tropem wyruszyła zarówno policja jak i rosyjska mafia.

„Wycieczka na tamten świat”, co trzeba przyznać, okazuje się książką lekko przewidywalną, w której już w połowie lektury można odgadnąć, dlaczego trójkę bohaterów chcą złapać zarówno organy ścigania jak i mafia. Nie ma to jednak większego znaczenia, gdyż cała ta historia bardzo mocno przyciąga do siebie czytelnika. Ucieczka Tani, Dimy i Igora, okazuje się bardzo wciągającą historią, w której możemy doświadczyć niebezpiecznych pościgów, wybuchów, strzelanin i skoków ze spadochronem. A wszystko to zakropione tajemnicą cennego kamienia i przyprawione odpowiednią szczyptą humoru.

Ogromną zaletą powieści okazują się jej bohaterowie. Większość z nich, od Tani, Igora i Dimy, przez szefa mafii Borisa Pietrowicza i kapitana Pietrienko prowadzącego śledztwo, aż po taksówkarza prywaciarza Witię, jest bardzo dobrze nakreślona i ma własną historię, co jeszcze bardziej pozwala się wczuć w klimat powieści. Wiąże się jednak z nimi mały problem. Rzecz dzieje się w Rosji, więc nazwiska siłą rzeczy są rosyjskie, co oznacza trudne zapamiętania i często mylące się. Kto z czytających ten wers potrafiłby wymienić nazwiska wymienione w 2 wersie, nie patrząc w górę? Nie jest to jednak aż tak znaczący problem, bo zawsze można posługiwać się samymi imionami, a wszystkie nazwy własne dodają powieści klimatu.

Autorzy bardzo dobrze przedstawili realia Rosji, zarówno dużych miast, jak i wsi leżących z dala od nich. Mowa jest tu także o łapówkarstwie i ramionach mafii sięgających nawet wojska i rządu. Ponadto poza ucieczką, czytamy także o walce z terroryzmem oraz śledztwie prowadzonym przez kapitana Pietrienko. A te, choć początkowo nie przynosiło rezultatów, to pokazuje czytelnikom, jak takie sprawy się na wschodzie toczą.

W powieści nie znajdziemy rozdziałów a teksty opowiadające o uciekinierach, policji i mafii są odpowiednio od siebie oddzielone. Napisana jest zrozumiałym językiem i poza rosyjskimi nazwami własnymi nie powinien sprawiać problemów. Nie znalazłem również żadnych literówek, ani innych podobnych błędów. Wszystko to sprzyja jeszcze szybszemu czytaniu „Wycieczki…”.

Pierwszy przedstawiciel literatury rosyjskiej, z jakim miałem do czynienia okazał się bardzo trafioną książką. Ta naszpikowana akcją powieść o trójce uciekinierów zdecydowanie przypadła mi do gustu, wciągając w wir wydarzeń często niebezpiecznych i mogę ją bez żadnych wyrzutów polecić wszystkim fanom kryminału, akcji i nie tylko. Do „Wycieczki na tamten świat” na pewno kiedyś wrócę, a teraz oceniam ją na 4+/5. Czekam także na kolejne części cyklu o Tanii Sadownikowej.

Książkę otrzymałem od Wydawnictwa Oficynka za bardzo gorąco dziękuję.
Baza recenzji Syndykatu ZwB

sobota, 23 lipca 2011

Stos #3 - Lipiec

Stos nr 3, mający się ukazać kilka dni wcześniej.
Od góry:
1. Wycieczka na tamten świat - A. i S. Litwinowie - od Wydawnictwa Oficynka do recenzji, jestem w połowie.
2. Wieża Sokoła - Katarzyna Rogińska - również od Wydawnictwa Oficynka, ponadto z podpisem autorki ! :)
3. Szamanka od Umarlaków - Martyna Raduchowska - Wygrana w konkursie w regionalnej gazecie :)
4. Gears of War: Pola Ashpo - Karen Traviss - od Nakanapie.pl do recenzji, tu także w połowie jestem

Czekałem jeszcze na książkę od ZwB aczkolwiek jak narazie nie dotarła :)

środa, 20 lipca 2011

Informacje :)

Niedawno pisałem o powrocie a tu znów mnie nie było. Otóż spędzałem miły czas u rodziny i nie miałem dostępu do internetu. :)
Dostałem dwie nominacje do One Lovely Blog Award za co bardzo dziękuję aczkolwiek obawiam się, że nie wezmę udziału. Gdybym miał nominować blogi, za bardzo bym się musiał rozdzielać i najchętniej nominowałbym wszystkie. Może kiedyś po prostu napiszę coś o sobie :)

Byłem dziś na Harrym Pottere i IŚ 2 :) i bardzo mi się podobało, pomijając ludzi którzy siedzieli trochę za mną i komentowali połowę seansu :)

Możliwe, że jutro pojawi się stosik, bo są nowe przesyłki :)

#Edit: Chyba nie potrafię napisać recenzji do "Biedni Polacy patrzą na getto", jeśli ktoś na nią czekał to przepraszam, książka jest specyficzna a ja musiałbym przeczytać więcej literatury tego gatunku :)
Jeśli jednak kogoś bardzo interesują moje odczucia to zawsze jest mail :)

czwartek, 14 lipca 2011

Marek Harny - W imię zasad

W imię zasad
Marek Harny
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Liczba stron: 488


RECENZJA BIERZE UDZIAŁ W KONKURSIE ZORGANIZOWANYM PRZEZ SERWIS ZBRODNIA W BIBLIOTECE


Któż z nas nie pamięta starych kultowych filmów jakimi może pochwalić się polska kinematografia? Kto nie kojarzy genialnej roli Bogusława Lindy, którą oglądaliśmy w „Psach” i sceny rozmowy Lindy z Kondratem, w której padają pamiętne słowa: „W imię zasad, ***”. A co jeśli z tym ostatnim zdaniem jest związana pewna książka? Brzmi interesująco? Bo na pewno tak jest. Chodzi mi oczywiście o powieść „ W imię zasad” autorstwa Marka Harnego, który debiutował zbiorem opowiadań „Unieś mnie wielki ptaku” i wydał kilkanaście książek, wśród których znajdziemy m.in. „Zdrajcę”, „Wszyscy grzeszą” oraz „Pismaka” za którego otrzymał prestiżową Nagrodę Wielkiego Kalibru.
„W imię zasad” to kolejna już część cyklu o Adamie Bukowskim, jednak mi jak na razie przyszło przeczytać tylko tą część.

Już na pierwszych stronach powieści czytamy o kimś, kto był świadkiem morderstwa młodej dziewczyny i cudem uszedł z życiem jednak zaszył się nikomu nic nie mówiąc. Wkrótce okazuje się, że denatką jest Kinga Stolarek, antyglobalistka znana ze swych radykalnych poglądów, jak chociażby zalegalizowanie narkotyków. Policja nadzwyczaj szybko znajduje sprawcę, którym według nich jest znany gwałciciel o pseudonimie Wampir z Sanoka, który niedawno wyszedł z więzienia. Dla Adama Bukowskiego oby dwa fakty są szokujące, bowiem zarówno denatka jak i zabójca byli podmiotami jego artykułów prasowych. Jednak dla bystrzejszego człowieka, zagadka tego morderstwa wcale nie jest rozwiązana, wręcz przeciwnie, sprawa dopiero się rozkręca, pochłaniając kolejne życia. Rozpoczyna się zabójcza gra z czasem, nieznanym przeciwnikiem i spiskiem na skalę światową. Ponadto okazuje się, że w sprawę zamieszana jest córka Adama, Agnieszka Bukowska, co jeszcze bardziej motywuje do wgłębiania się w tajniki śledztwa i tym samym robienia niebezpiecznych rzeczy.

Marek Harny wykreował tu niesamowicie wielką galerię charakterów, w której spotkamy zarówno tych dobrych, jak i tych złych, anarchistów i antyglobalistów, zwykłych gangsterów i grube ryby, skorumpowanych ludzi oraz tych, którzy do końca walczą w imię zasad. Dobrze nakreśleni bohaterowie to zdecydowanie duży plus tej powieści, choć z ich dosyć sporą ilością wiąże się również pewna mała rysa. Jako że wielu z tych bohaterów, zarówno drugoplanowych jak i tych, którzy są całkiem w tle, poza nazwiskiem ma także pseudonimy,  których nie sposób czasami spamiętać, to można się pogubić i nie skojarzyć danej postaci w całości lektury.
Podobnie jest również z wydarzeniami, o których czytamy. „W imię zasad” charakteryzuje się tym, że fabuła opowiadana jest z kilku perspektyw, nie tylko od strony Bukowskiego ale też Renaty Kuc, Inspektora Horoszki i jeszcze kilku innych. Przeplatają się one między sobą a w pewnych momentach jest ich tak wiele, że obraz tego co robił dany bohater znajduje się za ścianą mgły. Dotyczy to jednak głównie środka książki.

Cały ten nadmiar wydarzeń i bohaterów działa przed wszystkim na korzyść książki. Akcja wciąga przez to niesamowicie i zapewnia rozrywkę w nieustannym napięciu na kilka dni. Każdy fan kryminału znajdzie tu coś, co go zainteresuję. W tej powieści dosłownie cały czas coś się dzieje, mnóstwo jest strzelanin, pościgów, zabójstw oraz nieoczekiwanych zwrotów akcji, których ilość powoduje, że momentami nie można się od niej oderwać.
Muszę się przyznać, że choć „W imię zasad” ma niecałe 500 stron i pod koniec wszystko zostało wyjaśnione, Ja i tak czuje swego rodzaju niedosyt. Brakowało mi czegoś specyficznego, co było by idealnym zwieńczeniem powieści, a czego niestety nie odczułem.

Książka Marka Harnego jest zdecydowanie dobrym kryminałem. Mimo to, że w niektórych momentach można się trochę zagubić i że może pozostawić niedosyt, i tak warto ją przeczytać. Tak ciekawe historie i spiski nie pojawiają się nader często. Oceniam ją na 4/5 i pozostaje w przeświadczeniu, że inne części cyklu o Bukowskim przeczytać muszę.

Baza recenzji Syndykatu ZwB

wtorek, 12 lipca 2011

Powrót :)

Właśnie dziś w godzinach wieczornych wróciłem do domu po kilkudniowym pobycie u rodziny na wsi :)
Byłem prawie całkowicie odcięty od internetu, więc nie miałem możliwości sprawdzania blogów, może jakoś to nadrobię. Czas zleciał szybko i przyjemnie - grille, rodzinne spotkania, rozmowy do późnych godzin prawie rannych itp :) W najbliższym czasie można spodziewać się recenzji książek: "W imię zasad" oraz "Biedni Polacy patrzą na getto".
Pozdrawiam

piątek, 8 lipca 2011

Stosik #2 - Lipiec

Przyszedł czas na kolejny już stos, choć za dużo ich nie ma na moim blogu to zawsze coś. :)
Patrząc od dołu:
1. Maj Sjowall, Per Wahloo - Twardziel z Saffle - od serwisu nakanapie.pl, recenzja
2. Marek Harny - W imię zasad - wygrana w konkursie nakanapie.pl, właśnie czytam
3. Łukasz Śmigiel - Mordercy - Wygrana w konkursie, recenzja
4. Stephen King - Dolores Claiborne - z biblioteki, sam nie wiem czy przeczytam
5. Jan Błoński - Biedni Polacy patrzą na getto - wygrana za 3 miejsce w konkursie na recenzję tygodnia na nakanapie.pl - właśnie czytam

Obecnie wyjeżdżam na kilka dni do rodziny, książki biorę ze sobą więc recenzje jakoś się pojawią.

czwartek, 7 lipca 2011

Maj Sjöwall, Per Wahlöö - Twardziel z Säffle



Twardziel z Säffle
Maj Sjöwall, Per Wahlöö
Wydawnictwo Amber
Liczba stron: 224


Gdy jeszcze kilka miesięcy lub lat temu mówiono o literaturze z gatunku kryminału, pierwszą myślą jaka nasuwała się czytelnikom, była z pewnością Agatha Christie i jej cały dorobek literacki, z pozycjami o Herkulesie Poirot i Pannie Marple na czele. Jednak w ostatnim czasie coraz częściej mówi się o kryminałach, które oferują nam autorzy skandynawscy, tacy jak Stieg Larsson czy Henning Mankell. Niedawno miałem możliwość przeczytać powieść „Twardziel z Säffle” autorstwa Maj Sjöwall i Pera Wahlöö, małżeństwa uważanego za „rodziców” skandynawskiego kryminału publicystycznego. Stworzyli on 10-tomową serię z detektywem Martinem Beckiem w roli głównej a „Twardziel…” to już 7 część tego cyklu.

Komisarz Nyman od zawsze był uważany za twardego człowieka, nie stroniącego od przemocy w imię źle pojętej dyscypliny. Tym bardziej zaskakująca okazała się wieść o jego śmierci w szpitalnej sali. Detektywi śledczy mają tym razem naprawdę trudne zadanie. Bronią użytą do zaszlachtowania denata okazuję się być bagnet, innych śladów jest niewiele a nieustanne przeczucie o nadchodzącym kolejnym morderstwie spędza sen z powiek. Martin
Beck wraz ze swymi współpracownikami musi odnaleźć sprawcę wśród dziesiątek potencjalnych zabójców jakimi są wrogowie komisarza.

Sjöwall i Wahlöö stworzyli lekko przewidywalną aczkolwiek wciągająca historię, wyróżniającą się wśród innych pozycji z tego gatunku. Podczas dotychczasowych przygód kryminalnych, miałem do czynienia z cichym morderstwem i brakiem jakiejś większej akcji jak, np. strzelaniny. W „Twardzielu z Säffle” mamy co prawda i to i to, ale choć ciche zabójstwo i akcja rodem z filmów o terrorystach są ciekawe, to opisy codziennej pracy policji, które również możemy spotkać wydają się lekko nużące. Na szczęście, widmo intrygi, którą „rozwiązujemy” wraz z bohaterami pozwala zapomnieć o tych krótkich momentach znużenia.

Nie ma tu jednego detektywa, który mógłby ze swymi zdolnościami uchodzić za nadczłowieka, mamy natomiast całą grupę policjantów, którzy pracując w różnym miejscu i czasie dają nam możliwość do wszechstronnego oglądania śledztwa. Jednak właśnie tutaj widać, że nie jest to jedna z pierwszych części cyklu a już siódma. Być może autorzy nie podejrzewali, że ktoś przygodę z Martinem Beckiem zacznie od tej części i darowali sobie jakieś większe wprowadzenia, co do innych bohaterów, jak np. Kollberg, Larsson czy Rönn, przez co nie wiemy o nich zbyt wiele. Choć jest zrozumiałe, że na pewno opisano ich w pierwszych częściach, to Ja byłem lekko zdezorientowany, gdy miałem czytać o czynnościach kogoś dla mnie całkowicie nowego.

„Twardziel z Säffle” okazał się być bardzo szybką przygodą, książka ma około 220 stron i napisana jest prostym językiem, co oznacza, że można ją przeczytać w jeden lub w dwa wieczory. Nie zmienia to jednak faktu, że czas przeznaczony na nią z całą pewnością nie jest stracony. Warto zapoznać się z literaturą, na której wzorowali się Larsson i Mankell. Ja przy okazji przekonałem się do skandynawskich kryminałów i mam zamiar sięgać po nie zdecydowanie częściej.

Książkę otrzymałem od serwisu nakanapie.pl za co bardzo gorąco dziękuję:)

Zapraszam do głosowania w ankiecie,trwa kilka sekund a dla mnie to zawsze coś :)

Baza recenzji Syndykatu ZwB

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...