John Wyndham
Wydawnictwo Amber
238 stron
Świat w którym żyjemy przetrwał już
kilka zapowiadanych końców. Nie uległ jednak zagładzie, mimo
schyłków wieków lub nowego tysiąclecia. Według niektórych to
właśnie za kilka dni ma się skończyć świat. Nie chcę jednak
wnikać w to kto w tą zapowiedź wierzy a kto nie. Chciałbym
natomiast przedstawić powieść, która nawiązuje do tego krótkiego
wstępu. "Dzień Tryfidów" napisany w 1951 roku przez
Johna Wyndhama zalicza się do gatunku fantastyki postapokaliptycznej
i przedstawia ciekawą wizję apokalipsy.
Tytułowe tryfidy to rośliny, jednak
zdecydowanie wyróżniające się wśród innych gatunków. Nikt nie
wie skąd się wzięły, jednak gdy okazało się, że mogą mieć
duży wpływ na przemysł i produkcję oleju, zaczęto je hodować.
Miały one jeszcze kilka dodatkowych zdolności, potrafiły
prymitywnie przemieszczać się, czy też atakować, można było
jednak temu zapobiec. Wkrótce tworzono szkółki tych roślin, były
one w każdym ogródku a człowiek miał nad nimi jedną wielką
przewagę: zmysł wzroku.
Jest tak do dnia, w którym na niebie
można było zobaczyć dużą ilość spadających gwiazd czy też
odłamków komety w mocnej zielonej poświacie. Okazuje się bowiem,
że każdy kto tego wieczora patrzył w niebo, stracił bezcenny
zmysł jakim jest wzrok. Zachowali go tylko nieliczni, którzy z
różnych, niekiedy banalnych powodów nie mogli oglądać tego
ostatniego przedstawienia. Od tej chwili będą oni odgrywać dużą
rolę w walce o przetrwanie wielu ludzi.Wraz z dwójką widzących
bohaterów, Williamem Masenem i Josellą Playton przemieszczamy się
ulicami pełnego śmierci Londynu i innych miast.
Większą i ważniejszą częścią
książki jest właśnie nieudolne życie ludzi po tym jak stracili
zdolność widzenia. Setki tysięcy ślepych ludzi wychodzi na ulicę
próbując w jakiś sposób zdobyć jedzenie i szukać pomocy.
Tworzone są grupy ludzi widzących o różnych poglądach, sposobach
przetrwania i pomysłach na zapewnienie ciągłości gatunku
ludzkiego. Książka często zaskakuje i szokuje, upadłe
społeczeństwo jest skłonne zrobić wiele nie zawsze dobrych rzeczy
by utrzymać się przy życiu. Już w tym momencie panuje istny
chaos, okazuje się jednak,że to nie wszystko.Po jakimś czasie
przychodzi prawdziwy horror jakim są tryfidy nad którymi nikt nie
może zapanować. Potrafią zabijać i robią to, często działając
w grupach i przypominając,mimo że to tylko rośliny, istoty
inteligentne.
Po raz kolejny przekonuje się, że
wiek książki nie świadczy o jej jakości. Książki starsze mają
często do zaoferowania czytelnikowi wiele więcej niż dzisiejsze
nowości i bestsellery. "Dzień Tryfidów" to bardzo dobra,
zdecydowanie godna uwagi opowieść, uważana za jedną z klasyków sf. Udowadnia, że nie trzeba
wybuchów wulkanów, meteorytów, trzęsień ziemi czy huraganów by
znany nam świat uległ zagładzie. Gorąco polecam wszystkim
miłośnikom gatunku i nie tylko.
Postapokaliptyczne wątki zawsze mnie intrygują i chętnie sięgam po książki z takimi motywami:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Dawno nie czytałam tak "wiekowej" książki, a ta wydaje się być całkiem zabawna :P, ale ciekawa. Może się okazać przyjemną lekturą, będę jej poszukiwać, dzięki :)
OdpowiedzUsuńO jakości tej recenzji niech świadczy fakt, że autor wyraźnie zaznaczył, że Tryfidzi nie wzięli się znikąd. Była nawet temu dość spora scena poświęcona. :>
OdpowiedzUsuńZaimponowałeś mi tym, że sięgnąłeś po tak wiekowe dzieło. Sama miałabym ochotę na kilka powrotów w przeszłość i w sumie sama nie wiem co mnie przed tym powstrzymuje. Postapokaliptycznej literatury jeszcze nie czytałam, ale może czas spróbować.
OdpowiedzUsuń