Mira Grant
Wydawnictwo SQN
496 stron
Wynalezienie
leku na raka oraz pokonanie grypy i przeziębienia
byłoby dla ludzkości
czymś naprawdę
zbawiennym. Zdecydowanie zapobiegłoby
to śmierci dużej
ilości ludzi. Nikomu
jednak nie przeszło nawet
przez myśl, że
mogłoby to być
również przekleństwem,
początkiem końca
naszej planety. Nikomu poza Mirą
Grant, która postanowiła
wykorzystać taki pomysł
i umieścić
go w swojej książce,
"Przeglądzie końca
świata: Feed".
Ciężko
jest mi streścić
tę rozwiniętą
na wielu polach akcję
powieści, niemniej
spróbuję.
Lek
zwalczający raka okazał
się być
wirusem przejmującym
kontrolę nad ciałem
i umysłem. Krótko
mówiąc, przeistaczał
normalnego, zdrowego człowieka
w pozbawionego świadomości
żywego trupa kierującego
się żądzą
świeżego
mięsa. Ludzkość
jednak nie wyginęła.
Ponad 20 lat po pojawieniu się
wirusa Kellis-Amberlee życie
wciąż się
toczy chociaż zmieniło
się ono diametralnie.
Georgia i Shaun Masonowie, dwójka blogerów otrzymują
zlecenie życia: mają
relacjonować kampanię
prezydencką jednego z
kandydatów. Wkrótce okazuje się,
że niesie to za sobą
nie tylko zyski i zwiększenie
oglądalności
ale również duże
niebezpieczeństwo.
Świat
ukazany przez Mire Grant jest oryginalny, dobrze przemyślany
i na pewno inny niż w
jakichkolwiek książkach
czy filmach z tej tematyki. Tak nierealne powstanie żywych
trupów nagle stało się
czymś co prawdopodobnie
mogłoby się
wydarzyć. Po raz kolejny
to przez człowieka
dochodzi do klęski
ludzkości. Jednak "Feed"
opowiada nie tyle o ciągłej
walce , jak to zazwyczaj bywa, lecz o życiu
w czasach, w których zombie jest na porządku
dziennym. Ludzie żyjący
w dobrze chronionych miastach przyzwyczaili się
do tego, że za murami i
ogrodzeniami ich domostw istnieją
też żądne
mięsa istoty. Kładą
duży nacisk na
bezpieczeństwo, jednak
pogodzili się z tym
przykrym faktem i żyją
normalnie.
Wyjątkiem
od reguły spokojnego
życia są
między innymi nasi
bohaterowie oraz inni blogerzy, bo to właśnie
oni na nich spoczął
obowiązek głoszenia
prawdy gdy tradycyjne media upadły.
Prawie wszyscy relacjonują
wydarzenia zza bezpiecznych murów miast, jednak podzielić
ich można na kilka grup.
Georgia Mason należy do
Newsie, czyli tych dla których najważniejsza
jest prawda i rzetelne informacje. Shaun jest natomiast często
ocierającym się
o śmierć
Irwinem, który ku uciesze siedzących
w domach ludzi igra z zombie. Są
jeszcze Fikcyjni i Cioteczki ale sami musicie dowiedzieć
się jaką
rolę pełnią
w blogowym świecie.
Co
o samych bohaterach mogę
powiedzieć? Byłem
bardzo mile zaskoczony, nie spodziewałem
się przeczytać
powieści, w której
główną
rolę graliby właśnie
blogerzy. A co ważniejsze,
są to bohaterowie jak
najbardziej realistyczni. Ich zachowania, emocje, prawie wszystko z
nimi związane jest
bardzo dobrze przedstawione. Mają
jednak Ci bohaterowie pewną
słabą
słabą
stronę a mianowicie
liczby. Statystyki. Są
momenty, w których otacza ich śmierć
i niebezpieczeństwo a
jedyne co ich interesuje to liczba wejść
na stronę. O ile w
większości
przypadków wcale to nie przeszkadza, to czasami wydaje się
po prostu dziwne, niestosowne.
Akcja
w książce skupia się
wokół polityki jednak w
żadnym wypadku nie jest
to polityka, która czytelnika odstraszy. Przede wszystkim ukazana
jest tutaj kampania prezydencka, w której za kurtyną
wymuszonych, sztucznych śmiechów
kryje się coś
więcej. Autorka bardzo
dobrze wlecze nić
intrygi. Wciąga
czytelnika w ten spisek i to wciąga
naprawdę mocno.
Odpowiednio stopniuje napięcie
jednocześnie najlepsze
zostawiając na koniec. A
samo zakończenie? Śmiało
można powiedzieć,
że jest mocno zaskakującą
wisienką na torcie. Dawno
już żadna
książka nie przyniosła
mi tyle emocji i dawno się
tak dobrze nie bawiłem.
Ktoś
mógłby zarzucić,
że skoro bawiłem
się podczas przygody z
książką,
która jest "thrillerem politycznym z horrorem w tle" to
albo coś złego
jest ze mną albo z samą
książką.
Nic bardziej mylnego. Wszystko jest tu bowiem doprawione sporą
dawką dobrego, często
czarnego humoru. Trudno może
powiedzieć by "Feed"
był straszny jednak
dodanie mu tego humoru było
bardzo dobrym posunięciem.
Zresztą, trudno chyba
powiedzieć, by
jakiekolwiek filmy i książki
o zombie były w ostatnim
czasie straszne.
Co
tu dużo pisać
na koniec. Udał się
Pani Grant "Feed" zdecydowanie. Nie pomyślałbym,
że połączenie
zombie, blogosfery i polityki wyjdzie na dobre a jednak. Wyszła
z tego momentami zabawna, lecz piekielnie wciągająca
powieść, z której
akcja, z żywymi trupami w
tle, wręcz kipi. Oby
więcej takich książek.
Zdecydowanie polecam.
Książkę otrzymałem od serwisu nakanapie.pl za co bardzo gorąco dziękuję:)
Po Twojej recenzji w końcu wiem, o czym jest ta książka :) I przyznam, że podoba mi się ten pomysł na fabułę - chętnie przeczytać powieść Miry Grant :)
OdpowiedzUsuńCoś absolutnie w moim guście.Mam ją w planach,gorzej z dostępem do niej:)
OdpowiedzUsuńPozdrawia serdecznie:)
Zaciekawiła mnie twoja recenzja. Spróbuję zdobyć tę książkę.
OdpowiedzUsuńgdyby był lek na raka było by wspaniale, tylko żeby skutki uboczne były łagodniejsze ;)
OdpowiedzUsuńChyba wiem komu z moich znajomych ta książka może się spodobać:)
OdpowiedzUsuńOgromnie żałuje, że gdy miałam okazje wziąć tę książkę do recenzji, to jednak z niej zrezygnowałam. Teraz widzę, że to naprawdę kawał porządnej literatury z dreszczykiem. Postaram się więc rozejrzeć za nią ponownie i przeczytać.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!